Strona główna Życie Kanonizacja Pisma Relacje Artykuły Książki Strony WWW O nas Kontakt |
M. Franciszka Popiel Zbliża się północ. Za chwil kilka rozpocznie się ów pamiętny dzień 26 sierpnia - najpiękniejsze święto naszej Jasnogórskiej Królowej. Wyruszyłam pod Szczyt z nieodłączną towarzyszką, s. Urszulą. Adoracja ukończona. Zaraz zacznie się Msza św. Wewnątrz, w cudownej kaplicy, dokonuje się teraz odsłonięcie Cudownego Obrazu. Tylko oczyma duszy przenikamy grube jasnogórskie mury, by dojrzeć poważne, królewskie i macierzyńskie Oblicze Maryi. Dzwonek oznajmia rozpoczęcie Mszy św. na Szczycie. Wśród mroków nocy wieża jasnogórska i Szczyt jasno oświetlone reflektorami. Wydaje się, że to gdzieś już w przestworzach niebieskich dopełnia się Najświętsza Ofiara. Na placu ludziska modlą się i śpią, krzyżem leżą, śpiewają... Każdy, jak umie, chwali Pana Boga i Królową swoją. Tym razem śpiew nie jest kierowany - wszyscy śpiewają, jak kto umie i co umie. Myślę jednak, że w niebie wszystko to się zharmonizowało w jednym tonie szczerej i prostej miłości. Około godziny 2 w nocy zapragnęłyśmy przyjąć Komunię św. w Wieczerniku. Ale i marzyć o tym nie można było - taki tam ścisk. Zrezygnowałyśmy więc z tego projektu i poszłyśmy do domu, by przespać się trochę. O godzinie 6 zbudził nas śpiew Godzinek. Co prędzej zerwałyśmy się i pędem pod Szczyt. Dzionek wstał cudny, słoneczny. Wieża Jasnogórska strzela w błękit. Cały klasztor skąpany w jasnym porannym słońcu. Rama z wotów mieni się blaskami. Piękny tron tylko czeka na zejście Królowej. Cały plac rozśpiewany. Wydaje się, że w tej chwili zebrały się tutaj wszystkie "wargi" maryjne, które co dzień od świtu chwalą Pannę Świętą, Zebrało się to śpiewanie gospodarzy naszych, wyruszających w pole z pługiem czy broną, i tych matek dobrych, szykujących poranny posiłek i nucących godzinkowe hymny przy rozpalaniu ognia pod blachą, i to śpiewanie dziadków i babek, wiernie zdążających do kościołów, by często przed zamkniętymi jeszcze wrotami śpiewać ku czci Maryi. Z pewnością dołączyły się do nich i nasze urszulańskie Godzinki, śpiewane po polach, ogrodach, naszych kuchniach, szwalniach, pralniach. Rozśpiewała się na tym placu cała miłość milionów maryjnych polskich serc i wołała, i żaliła się, i radowała, i korzyła się do stóp swej Królowej - wszystka Jej oddana, oczekująca cudu Jej królewskiej łaski. Po Godzinkach wygłosił kazanie ks. biskup Mościcki. Nie doczekałyśmy końca, gdyż udałyśmy się do domu, by przyjąć Komunię św. A tam - istny "odpust". Na korytarzach, schodach - tłumy pątników. W kapliczce malutkiej przy dwóch ołtarzach - zostały odprawione tego dnia 23 Msze św. Księża przybyli tu ze swymi pielgrzymkami, bo na Jasnej Górze trudno dostać się do Komunii św., a jeszcze trudniej odprawić Mszę św. Tyle radości, że ludzie tak się cisną do Stołu Pańskiego. Podobno tej nocy nie można było nadążyć z pieczeniem i wyciskaniem komunikantów. Prawdziwie święty głód ogarnął te rzesze. Posiliwszy się najpierw Chlebem z nieba, a potem chlebem z ziemi - modlimy się dalej w kaplicy, w której Msze św. odprawiają się bez przerwy. O godzinie 9 - wyczyściwszy solidnie buty, bo przecież trzeba się wyelegantować na taką uroczystość - wyruszamy na punkt zborny. Ale, niestety, nikogo już nie zastajemy. Oznajmiono nam, że zakonnice poszły na Jasną Górę. Popędziłyśmy więc mało uroczyście i dość zziajane dopadłyśmy jeszcze na dziedzińcu klasztornym całą zakonną gromadę różnych barw i krojów. No, dzięki Bogu! Tutaj następuje podział. Delegacja zakonnic przeznaczona do niesienia Cudownego Obrazu ma oczekiwać przy VI stacji drogi krzyżowej na wałach. Reszta ma się ustawić przy stacji IX. Trudno mi opisać, z jak głębokim wzruszeniem modliłyśmy się przez tę godzinę oczekiwania. Wszystko było tak piękne, radosne. Dusza wypełniona po brzegi... Starałam się objąć szeroko wszystkie intencje świata. Kościoła, Narodu, Zgromadzenia. Zrozumiałam wtedy trochę jaśniej, co to znaczy być przedstawicielką. Wydaje mi się - mówiąc w skrócie - że to znaczy: "mieć serce jak stodołę". Cała ta kontemplacja była jednak przerywana rozmaitymi przeżyciami. Przede wszystkim miał przyjść ojciec kustosz, by objaśnić, w jaki sposób mamy się zachować przy przejmowaniu Cudownego Obrazu - ale się nie zjawił. Zaczęłyśmy zatem kombinować same: a więc że ustawimy się parami według wzrostu, po dwóch stronach, potem, gdy nadejdzie Obraz - przyklękniemy, ucałujemy drążek i Matkę Bożą poniesiemy. Po ustaleniu powyższego ceremoniału uspokoiłyśmy się bardzo. Tymczasem o godzinie 10.30 odezwał się przez megafon dobry, serdeczny głos ojca przeora. Ten niestrudzony sługa Maryi przewodniczył całej uroczystości i przez cztery prawie godziny utrzymywał w skupieniu, modlitwie i śpiewie przeszło milionowy tłum. Chyba sama Matka Najświętsza kładła Swemu dobremu synowi w serce i w usta to, co przekazywał Jej ludowi. Megafony podawały jego głos daleko i szeroko - toteż wszyscy niemal wiedzieli, co w danym momencie dokonywało się w kaplicy, na wałach czy też na Szczycie, i łączyli się ściśle we wspólnym przeżyciu, modlitwie i śpiewie. Najpierw dziękował ojciec przeor Matce Najświętszej za słoneczko dzisiejsze - widoczny znak Jej łaski. Potem powiedział, że bardzo łaskawa jest Królowa dla Swych dzieci. Zazwyczaj bowiem raz tylko na 50 lat Cudowny Obraz bywa wynoszony na wały - w tym roku widać spieszno Królowej zejść do Swego ludu, bo zaledwie 20 lat minęło, a znowu opuszcza Swą kaplicę. Ujrzymy Ją wszyscy w blaskach południowego słońca. "Ma się dokonać coś bardzo wielkiego. Bracia moi - woła ojciec przeor - oto za chwilę Królowa nasza. Matka Najświętsza, zstąpi do Swych dzieci, by przyjąć nasze śluby". Mówi dalej o tym, jaką odpowiedzialność bierzemy na siebie, że mamy Jej oddać się całkowicie, że Jej Królestwem ma być serce każdego z nas, życie każdego z nas w łasce i świętości. Będziemy przyrzekać, że Jej Królestwem będzie każdy katolicki dom, każde małżeństwo i ognisko rodzinne, nasze życie sąsiedzkie i społeczne w zgodzie i miłości, w pracy dla dobra Ojczyzny. W obliczu Królowej Polski weźmiemy na siebie odpowiedzialność za wszelki przejaw budzącego się życia na polskiej ziemi. Będziemy bronić prawa do życia każdego nienarodzonego dzieciątka. Wszyscy jesteśmy za to odpowiedzialni. Za chwil kilka dokonają się nowe zaślubiny. Przed 300 laty ślubował król w imieniu Narodu - dziś ślubować będą wierni swej Królowej. Cała katolicka Polska biegnie w tej chwili myślą na Jasną Górę i łączy się z nami. Patrzą na nas wszyscy bracia nasi w kraju i za granicą. Są tu na pewno z nami duchy naszych braci, którzy zginęli, walcząc za Wiarę i Ojczyznę. Patrzy na nas cały katolicki świat z Ojcem św. na czele. Patrzy na nas także Ksiądz Prymas, który sercem jest teraz razem z nami. "Bracia - woła ojciec przeor - pamiętajcie, czyjekolwiek usta wypowiedzą przed obliczem Królowej Polski słowo: przyrzekamy, czyjekolwiek serce powtórzy tekst ślubów, ten bierze na siebie obowiązek i odpowiedzialność za ich wypełnienie. Lepiej nie ślubować niż ślubów nie dochować. Z miłości do naszej Królowej ślubować będziemy wszyscy i z Jej pomocą ślubów dochowamy". Przemówienie swoje przeplata ojciec przeor śpiewem, by wszyscy brali jak najbardziej czynny udział w tej wielkiej uroczystości. O godz. 11 oznajmia: "Teraz ojcowie paulini wyjmują Cudowny Obraz z ołtarza. Zdejmują najpierw korony. Matka bez koron schodzi do Swoich dzieci. Teraz ojcowie zakładają ponownie korony i biorą Jana swe ramiona.-Synowie niosą Matkę. Wierni stróże Maryi niosą Ją do Jej ludu. Strzegąc Jej na Jasnej Górze od wieków, dostępują teraz szczęścia, że mogą Ją wynieść na własnych ramionach i oddać w ramiona wiernych". Tłum cały śpiewa za ojcem przeorem, jakby witał wychodzącą ku sobie Matkę: Zdrowaś, zdrowaś, zdrowaś Maryjo... I dalej mówi ojciec: "Bracia, w dniu dzisiejszym weźmiemy Matkę Bożą na ramiona wszyscy i wszyscy Ją dźwigać będziemy. Po raz pierwszy w dziejach Jasnej Góry poniosą Ją nie tylko biskupi, kapłani i zakonnicy. Poniosą Ją i kobiety: najpierw siostry zakonne, a potem i matki wielodzietne, i dziewczęta. Poniosą Ją ojcowie i chłopcy. Wszystkie stany w radosnym pochodzie dźwigać będą swą Królową. I wy wszyscy, którzyście tak gęsto obiegli Jasną Górę, też Ją poniesiecie. Ona chce być niesiona przez wszystkie Swoje dzieci - wszak jesteśmy wielką, chrześcijańską, miłującą się rodziną". Następnie ojciec przeor informuje wiernych, kto po kolei bierze w swe ramiona Matkę Bożą. A więc pierwsi biorą Ją księża biskupi. Zastępcy Chrystusa, Syna Maryi, niosą Jego Matkę. Idą do wiernych, aby ponowić wraz z nimi maryjne ślubowanie. Idzie z nimi do ludu Matka Jezusowa - symbol cnót wszelkich - podobnie jak szła za Chrystusem, gdy nauczał rzesze. Matka Najświętsza wstępuje już na waty. "Stąd - jak mówi ojciec przeor - zobaczy znów polskie niebo i Jasną Górę, cały ten plac i ogromną rzeszę Swych dzieci. Posłucha, jak zegar z jasnogórskiej wieży wydzwania godziny. Usłyszy w biciu polskich zegarów i w biciu serc waszych Swoje imię. Zobaczy, że nasz czas mierzy się pieśnią Jej chwały". Tymczasem Obraz Cudowny - przejęty z rąk księży biskupów przez członków kapituł, kapłanów, a potem generałów i prowincjałów zakonów i zgromadzeń męskich - zbliżał się ku nam. Już nie bardzo wiem, co ojciec przeor mówił dalej, gdyż od kilku chwil pełne wzruszenia oczekujemy, że lada moment pojawi się Matka Boża. Przeszedł tłum księży i zakonników. Widać już infuły biskupie, lśnią w słońcu pastorały. W pośrodku gromadka dziewczątek sypiących kwiaty... I nagle - bardzo szybko - znajdujemy się tuż przed Cudownym Obrazem. Prysł cały misternie przygotowany ceremoniał. O niczym innym nie myślało się, jak tylko o tym, by jak najprędzej wziąć Matkę Bożą w swe objęcia i przytulić się do Niej serdecznie. Podsunęłam ramię pod drążek owinięty złocistym jedwabiem i prosiłam Ją, by moje ramię wzięło w siebie wszystką miłość urszulańskich ramion. Wszak z Wami, Siostry moje drogie, niosłam tę ukochaną Maryję Jasnogórską, Królową naszego Zgromadzenia. Mój Boże, szedłby tak człowiek z tym słodkim ciężarem na krańce ziemi, a tu już stacja drugiego Jezusowego upadku. Ceremoniał ten sam, co poprzednio. Naprzeciw nas gromadka zapłakanych wielodzietnych matek. Wydzierają nam po prostu, a serdecznie Obraz, by Matkę Bożą ponieść dalej. Ona tak je dobrze rozumie. Ona jedna aż do dna przenika kobiecą żałość i mękę. A one, te utrudzone matki, kochają Ją tak serdecznie, tak po kobiecemu; bez miary i pamięci. Ojciec przeor poleca wszystkim matkom na placu wyciągnąć ramiona ku górze na znak, że one wszystkie Ją niosą. Niosą Matkę Życia. Obiecują gorąco, że bronić będą każdego poczętego życia. Modlą się za ojcem przeorem słowami modlitwy na Rok Maryjny o zrozumienie wielkiej godności kobiety i powołania macierzyńskiego. Matki niosą Cudowny Obraz aż do stacji VIII. Tam czekają dziewczęta w białych bluzeczkach. Zabiegają drogę Matce Najświętszej. Robią wrażenie stadka białych gołąbków, wypuszczonych z klatki. Chwytają Obraz. Radośnie. Oczy im się śmieją ze szczęścia, ale niosą swą Matkę pełne skupienia i szczerze, serdecznie rozmodlone. Ja - od chwili przekazania Obrazu matkom - nie oddalałam się od niego ani na krok. Szłam z boku, kilka metrów przed Matką Bożą, by móc napatrzeć się Jej do woli, bo przecież wzięłam w swoje oczy, Siostry moje kochane, wszystkie Wasze miłujące spojrzenia. A było ich z pewnością tego dnia wiele - tak szczerych, pełnych łez serdecznych - zwróconych ufnie i dziecięco ku Jasnej Górze. Patrząc na kolejne zmiany delegacji, niosących Matkę Najświętszą, pojęłam cały sens ceremoniału zmiany warty. Był on swoisty. Prawdziwa liturgia polskiego serca. Zupełnie po prostu na widok Matki Najświętszej biegł każdy ku Niej i bez ceremonii czym prędzej z płaczem Ją chwytał, kładł na ramię i zapamiętywał się we wzruszeniu i radości... I ramiona, i serca, i łzy - wszystko to mówiło Matce Bożej, jak bardzo Ją kochają polskie dzieci. Podsuwały się różne ramiona "ochotnicze". Widziałam, jak wśród ojców licznych rodzin pewien góral w pięknej, barwnej guńce, nie znalazłszy już miejsca przy drążku, wsunął się zręcznie pod Obraz Cudowny i plecami dzielnie Go podpierał. Po dziewczętach przejęli Obraz chłopcy, a po nich ojcowie rodzin. Szli ogorzali od słońca, z twarzami mokrymi od łez. Tłumy zapełniające plac przeżywały równie głęboko pielgrzymkę Matki Bożej na barkach Swego ukochanego ludu. Podnosili ręce, modlili się, śpiewali i spłakane oczy kierowali ciągle ku górze. Myślę, że tego dnia wszyscy razem wypłakaliśmy na Jasnej Górze kilka beczek serdecznych łez... W międzyczasie dobry ojciec generał, który stale towarzyszył Matce Bożej, nie tylko że nie wzbraniał mi pozostawać w pobliżu, ale nadto wziął mój różaniec i otarł go o Cudowny Obraz. Jeszcze jedno serdeczne dotknięcie Matki... Bardzo mnie naprawdę tego dnia upieściła. Procesja dobiega końca. Obraz z ramion ojców rodzin przeszedł na barki biskupów. Przed Szczytem podjęli Go znowu ojcowie paulini i zaczęli umieszczać w ołtarzu. Złożono Cudowny Obraz na szynach, po których miał być wciągany do góry. Cały plac zamarł w oczekiwaniu. Wszędzie panowało milczenie. Ze szczytu odezwały się trąby. Grały stary polski hymn Gaude Mater Poloniae - Ciesz się, Matko Polski... Obraz, wolniutko wciągany, wznosił się ku górze, aż doszedł do owej ramy z wotów. Tu został przymocowany na przygotowanym miejscu. Królowa zasiadła na tronie i popatrzyła na swój lud. Chyba zadziwił Ją widok, jaki ujrzała. Cały plac wypełniony szczelnie - dosłownie głowa przy głowie. Park nabity ludźmi. Aleje Najświętszej Maryi Panny natłoczone po most kolejowy. Ruch kołowy wstrzymany. Wszędzie jakaś uroczysta powaga, skupienie. Wszyscy modlą się, wpatrzeni w swą Królową i wsłuchani w głos ojca przeora, który utrzymuje nieustanny kontakt między ołtarzem a tłumem. Prawdziwy herold Jasnogórskiej Pani. Za chwilę ma się rozpocząć uroczysta Msza św., celebrowana przez ks. biskupa Klepacza. Tymczasem wita uczestników uroczystości ks. biskup Goliński, ordynariusz częstochowski. Msza św. się rozpoczyna. "Łączymy się w tej chwili - mówi ojciec przeor - z całym Kościołem Bożym i z Ojcem św. na Watykanie, który na dzień dzisiejszy ponowienia ślubów przesłał nam swe ojcowskie błogosławieństwo. Łączymy się z naszymi braćmi poza granicami Kraju, którzy w tej chwili modlitwą i tęsknotą są tu razem z nami". Istotnie - jak się później dowiedziałam - Polacy za granicą urządzili w tym dniu pielgrzymki do różnych sanktuariów maryjnych, by w tych miejscach, w szczególny sposób przez Matkę Bożą uprzywilejowanych, łączyć się modlitwą z rodakami zebranymi na Jasnej Górze. Podczas Mszy św. cały plac śpiewa pieśni polskie, ludowe, tak dobrze od wieków znane Polski Królowej. Odpowiedzi łacińskie śpiewają wszyscy równo, zgodnie i mocno. Amen brzmi potężnie - jak silna pieczęć, której nic nie naruszy. Na Credo odmawiają wszyscy po polsku: Wierze w Boga... To wspólne wyznanie milionowej rzeszy serc polskich, że wierzymy w Boga Ojca wszechmogącego, Stworzyciela nieba i ziemi, i w Jezusa Chrystusa... i w Duchu Świętego... i w święty Kościół powszechny... - to głośny plebiscyt katolickiej Polski. Ofiarowanie. Celebrans wznosi na palenie hostię. Ojciec przeor objaśnia głosem pełnym wzruszenia: "W tej chwili najdostojniejszy Celebrans ofiarowuje Ojcu Niebieskiemu hostię. Hostię tę przysłał na Mszę św. dnia dzisiejszego Jego Eminencja Ksiądz Kardynał Prymas, dlatego jest nam wszystkim bardzo droga. Ma On wielką cząstkę w tej Ofierze. Do Najświętszej Ofiary Chrystusa dołącza się w tej chwili na ołtarzu Królowej Polski i Jego ofiara. Dołączmy się i my, bracia, naszymi sercami, przyrzekając uczynić wszystko, aby w Narodzie naszym panował spokój i miłość braterska". Po tych słowach intonuje mocno Serdeczna Matko... Pieśń ta jak wicher zatargała sercami wszystkich i potężnym harmonijnym huraganem głosów bije w niebo. Przeistoczenie i Podniesienie. Moment głębokiego milczenia i ciszy. Nikt nie klęka - bo nie ma miejsca. Pochylają się głowy. Megafony niosą daleko srebrzysty glos dzwonka. Bądźże pozdrowiona, Hostyjo żywa... Witaj. Jezu, Synu Maryi... - wołamy wszyscy do Boga Żywego, który zstąpił na ołtarz. Podczas ostatniej Ewangelii śpiewamy rotę naszej wierności: Nie rzucim Chryste, świątyń Twych... Po Mszy św. następuje odnowienie Ślubów Narodu. Tekst dość obszerny - czyta go ks. biskup Klepacz, a tłum cały powtarza przy każdej nowej obietnicy: Królowo
Polski, przyrzekamy! Oddajemy się wszyscy szczerze, z całą skruchą i miłością. Spoglądamy ufnie ku Matce Najświętszej, która z pewnością dopomoże, byśmy pozostali wierni obietnicom Jej złożonym. "Przyjm nasze przyrzeczenia - modlimy się słowami księży biskupów - umocnij je w sercach naszych i złóż przed Oblicze Boga w Trójcy Świętej Jedynego. W Twoje dłonie składamy naszą przeszłość i przyszłość, całe życie narodowe i społeczne. Kościół Syna Twego i wszystko, co miłujemy w Bogu". Po ślubowaniu ojciec generał paulinów odczytuje telegram Ojca św., wysłany z Watykanu na dzień dzisiejszy. A więc i Ojciec św. o nas pamięta i błogosławi nam. Modli się za nas - prosi, by Bóg pokrzepił nas na duchu, pocieszył i ożywił nasze nadzieje na pogodniejszą przyszłość. Życzy nam, byśmy umacniali się w wierze i naśladowali przykłady wspaniałych cnót praojców naszych. Jako dar ojcowskiego serca udziela nam wszystkim apostolskiego błogosławieństwa z odpustem zupełnym. Jakaś przedziwna moc bije z tych słów - moc Piotra, moc Chrystusa, moc Jego Kościoła św. Tyś jest Opoka... I my stoimy na tej Opoce. Pod nogami skała Jasnogórskiego Wzgórza. Czujemy się wyjątkowo silnie związani z Piotrem - Opoką. Ks. biskup Klepacz udziela wszystkim wiernym błogosławieństwa papieskiego z odpustem zupełnym. A potem zebrani na Szczycie księża biskupi wspólnie błogosławią cały Boży lud. Jednego błogosławieństwa nam brakowało... Tron Księdza Prymasa stał pusty. Godło Jego: Matka Boża Jasnogórska, głowa ścięta Jana Chrzciciela i trzy lilie, a pod spodem napis: Soli Deo - mówiło wiele. Na fotelu prymasowskim - wiązanka biało-czerwonych kwiatów. A jednak na pewno jest z nami i błogosławi nam teraz ze swojej dali tak serdecznie, jak tylko rodzony ojciec może błogosławić swoim umiłowanym dzieciom. Ten pusty tron prymasowski zobowiązuje nas bardzo. Jak bardzo - czujemy to wszyscy. Po błogosławieństwie cały plac zagrzmiał: My chcemy Boga. Panno święta... Wypowiedzieć trudno, z jakim uczuciem to się śpiewało. A teraz sama Matka i Królowa błogosławi Swój lud. Wyjęta z ołtarza przez ojców paulinów, spoczęła na barkach naszych księży biskupów - twarzą do miasta. Patrzy na Swe dzieci długo i poważnie. Błogosławi Swemu Królestwu na wszystkie strony; od morza po góry i od wschodu do zachodu. Dosięga tym ruchem błogosławiącym wszędzie. Obejmuje nim każde modlące się polskie serce, leczy jego rany, koi bóle. Ozłaca promieniami łaski wszystko, co się do Jej stóp schyla w kornym pokłonie. Żegna się Maryja z nami - i my Ją żegnamy. Żal ściska gardło, ale ojciec przeor nas pociesza: "Bracia - woła serdecznie - odprowadzamy już do kaplicy Cudowny Obraz, ale nie rozstajemy się z Matką Bożą. Poniesiemy Ją dalej w sercach naszych w nasz trud codzienny. Ona będzie ciągle z nami". Tworzy się procesja, mająca odprowadzić Matkę Najświętszą do kaplicy. Przez cały czas Mszy św. stałam wmieszana w tłum, przyciśnięta do brzegu wałów. Przed oczyma miałam z jednej strony morze głów ludzkich, z drugiej - trochę z profilu - ołtarz na Szczycie. Teraz dołączyłam się do zakonnej gromady i wraz ze wszystkimi siostrami dostałam się do cudownej kaplicy. Ojcowie wnieśli Obraz i od tyłu umieścili w ołtarzu. Uniosła się zasłona. Ujrzeliśmy Matkę Bożą - ale bez koron. Przystawiono drabinę i ojciec kustosz założył z powrotem obie korony. Była godzina 15.00. Przed Cudownym Obrazem rozpoczęła się Msza św. Pełne wrażeń i jeszcze nie bardzo przytomne ze wzruszenia, wróciłyśmy do domu, by się nieco posilić. Na godzinę 16.30 musiałam być znowu na Jasnej Górze, gdzie zebrać się miały różne "Matki" zakonne. O godzinie 18.30 wyruszyła procesja na wały. Tym razem nie było wichury, więc świece osłonięte lampionikami nie gasły. Najświętszy Sakrament - w otoczeniu księży biskupów i duchowieństwa - posuwał się wolno. Cały tłum śpiewał pieśń jasnogórską, a na słowo "Maryja" wszyscy podnosili światła do góry. Plac Jasnogórski to morze światełek, równocześnie falujących. Widok naprawdę niecodzienny. Po złożeniu Najświętszego Sakramentu na ołtarzu rozpoczęła się na Szczycie Msza św., podczas której śpiewaliśmy, jak co wieczór, litanię do Matki Bożej. Kazanie wygłosił ks. biskup Pękała. Było długie - bo trwało 45 minut - ale tak ciepłe i ojcowskie, że wraz ze światełkami rozgorzały i serca. Co nas na zakończenie bardzo rozrzewniło - to szczególny sposób podziękowania Matce Bożej za ciepło i słońce. Ojciec generał, który tak serdecznie wypraszał u swej Królowej pogodę na Jej wielkie święto, polecił o. Aleksandrowi, aby nas wszystkich zachęcił do pocałowania w rękę Matkę Najświętszą, za ten słoneczny dzionek. Dochodzi godzina 21.00. Odezwał się dzwon apelowy. Jestem... pamiętam... czuwam... Dziś tak naprawdę jesteśmy wszyscy przy Niej. Pochylamy głowy i w milczeniu przyjmujemy błogosławieństwo naszego ukochanego Ojca, Księdza Prymasa. Wracamy do domu. Tu, po raz pierwszy w tym dniu, zbieramy się całą gromadką, by podzielić się wrażeniami. Nie wszystkie Siostry mogły wziąć udział w uroczystościach, bo wiele z nich było wprost na czynnej służbie u Matki Bożej - karmiąc Jej zdrożone dzieci. Ale wszystkie przeżyły ten piękny dzień w radości i dziękowaniu. Bo jakże nie cieszyć się, patrząc na te setki tysięcy ludzi, którzy przyszli z daleka, w trudzie i umęczeniu, do swej Królowej i Matki! To oni byli przykładem, oni pchali nawet nas, zakonnice, w ramiona Boga i Jego Matki. Uczyli, że warto dla Niej się umęczyć. Szli ogorzali, zakurzeni... nogi czasem krwawiły o kamienie przydrożne, ale w oczach błyszczał ogień wiary i często płynęły łzy. Dali nam lekcję prawdziwą, jak trzeba wierzyć i jak kochać. Nikt nie zatrzymywał ich w drodze, nikt nie przeszkadzał... Bo cóż by ich zatrzymało i co by im przeszkodzić mogło? Szli jak wichura, na nic nie patrząc. A doszedłszy do Jasnej Góry, kładli się krzyżem przed Szczytem. Serca ich przywierały tak do Serca Matki Bożej, jak ich zmordowane ciała do tej świętej ziemi. Po tym wspólnym podzieleniu się przeżyciami dnia poszłyśmy wszystkie około godziny 22.30 do kaplicy i tam odnowiłyśmy nasz majowy akt oddania się Jasnogórskiej Pani, Królowej naszego Zgromadzenia. U Jej stóp zakończyłyśmy ten piękny, niezapomniany dzień. Moje Siostry najdroższe, spisałam Warn to wszystko tak od serca, by pobielić się tym, co wypełniało dusze po brzegi w pamiętnych dniach uroczystości naszej Jasnogórskiej Królowej. Ale chodzi mi jeszcze o jedno - i to najważniejsze - byśmy obietnicami złożonymi żyły na co dzień. Pismo św. mówi, te lepiej nie ślubować niż po ślubowaniu obietnic nie spełnić. Niech walka nasza z wadami narodowymi trwa nadal. Nie zapominajmy o naszym apostolstwie w rodzinach, o kobietach polskich, o szerzeniu czci i nabożeństwa ku Matce Najświętszej i o naszym osobistym votum dla Królowej naszego Zgromadzenia. Nie wolno nam stanąć z pustymi rękoma na zakończenie Jej Królewskiego Roku. Pamiętajmy, że początek dobry jest rzeczą ważną, a przecież rok obecny ma być nadto przygotowaniem do nowenny lat przed uczczeniem naszego Millenium - Tysiąclecia Chrztu Polski. Zacznijmy więc gorliwie. Siostry drogie, trwajmy wiernie przy naszych ślubach - z dnia na dzień, z godziny na godzinę. Umozolimy się, co prawda, i utrudzimy - jak maryjni pielgrzymi, ale na końcu czeka każdą z nas prawdziwa, wieczna Jasna Góra. A zatem warto. Całym sercem, po matczynemu każdą Siostrę ściskam i każdą kocham bardzo. Niech sam Pan Jezus ręką Swej Matki, Jasnogórskiej Królowej, naznaczy krzyżykiem błogosławieństwa Wasze czoła i serca. Matka M. Franciszka Popiel. LISTY DO SIÓSTR 1955 - 1963. WYBÓR. Fragment "Sprawozdania z uroczystości odnowienia Ślubów Narodu naszego na Jasnej Górze w dniu 26 sierpnia 1956 roku". Seria wydawnicza: "Ocalić od zapomnienia". Zgromadzenie Sióstr Urszulanek SJK - Warszawa 2004 |
Koszalin 2007 | www.urszula.ovh.org | Emilia Rogowska | Webmaster: Przemek |