Strona główna Życie Kanonizacja Pisma Relacje Artykuły Książki Strony WWW O nas Kontakt |
S. Małgorzata Krupecka W przemówieniu wygłoszonym na kursie dla wychowawczyń w Poznaniu w 1926 roku Urszula przekonywała: Mamy w dziele wychowania dwojakie zadanie: pierwsze - wychowanie dzieci dla Boga, dla ojczyzny niebieskiej, drugie - to wychowanie dzieci dla społeczeństwa, dla ojczyzny ziemskiej. Odrodzona ojczyzna doceniała jej zasługi. Honorowe obywatelstwo Pniew, przyznane w 1937 roku, było wyrazem wdzięczności ze strony "małej Ojczyzny", środowiska lokalnego. Otrzymała też trzy odznaczenia rangi państwowej: Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski za zasługi w dziedzinie narodowo-społecznej (1927), Krzyż Niepodległości (1934) i Złoty Krzyż Zasługi za pracę społeczną (1937). Ze względu na rozwijające się placówki utrzymywała częste kontakty z władzami odrodzonego państwa. W Kronice Zgromadzenia często wspomina o wizytach w ministerstwach i urzędach państwowych w Warszawie. Przedstawiciele władz, zwłaszcza wielkopolskich, odwiedzali domy sióstr. W lipcu 1927 roku wizytę w Pniewach złożył prezydent Ignacy Mościcki. Miesiąc wcześniej Urszula przyjęta została przez prezydenta w Warszawie. Prezydentowa w roku 1927 odwiedziła warszawski dom sióstr na Siennej, a potem - wspólnie z kardynałem Aleksandrem Kakowskim - patronowała komitetowi budowy urszulańskiego domu dla studentek. Wyrazy uszanowania składali jej wielcy Polacy. Z różnych źródeł mamy opis wizyty Ignacego Paderewskiego w domu dla studentek w Rzymie. Oto fragment relacji jednej z mieszkanek: Paderewski (...) w rozmowie był swobodny i serdeczny. Matka powiedziała mu, jak bardzo chciałyśmy go usłyszeć wczoraj na koncercie i jak wszystko tylko na dobrych chęciach się skończyło. Usłyszawszy to, Paderewski spytał Matkę, czy pozwoli mu usiąść do pianina. Matka, siostry i my - oto cała publiczność na tym niezwykłym koncercie. Paderewski grał, nie zwracając uwagi na niedoskonałość instrumentu. A potem, kiedyśmy już odeszły, długo jeszcze rozmawiał z Matką. Jubileusz 50-lecia życia zakonnego Urszuli, obchodzony 17 kwietnia 1937 roku, stał się okazją do publicznego wyrażenia jej uznania i wdzięczności ze strony społeczeństwa. Była to prawdziwa manifestacja miłości i szacunku. "Kto ten dzień przeżył - wspominano potem - temu musi stać przed oczyma kapela, która wówczas grała Matce już od godziny czwartej rano do jedenastej wieczorem. Nad jeziorem ustawiliśmy wieżę i strzelaliśmy z armat..." W imieniu rządu starosta szamotulski wyrażał wdzięczność całej Rzeczypospolitej. Przewodnicząca powiatowego Koła Ziemianek nie znajdywała słów, by dostatecznie wyrazić najwyższe uznanie dla "tak niezwykłej działalności społeczno-kulturalnej. Jubileusz dzisiejszy (...) - to jubileusz pięćdziesięciu lat kultury polskiej i katolickiej, to jubileusz zupełnie niezwykłej twórczości społecznej". Nie to jednak było ambicją Urszuli. Bądźmy święci, a więcej zrobimy dla świata niż najsławniejsi wodzowie - przekonywała swoich wychowanków. I zapraszała do ewangelicznej przygody: do naśladowania Jezusa, który na znak solidarności z cierpiącymi z powodu samotności, wyizolowania, ubóstwa, zepchnięcia z takich czy innych powodów na margines społeczeństwa - wybrał drogę rezygnacji z zaszczytów, przywilejów, z ziemskiej chwały. Za niezbędny warunek ewangelicznej autentyczności i radykalizmu oraz owocności wszelkich podejmowanych działań uważała intensywne życie wewnętrzne: Wracam ze Sztokholmu. Byłam u spowiedzi. Ojciec mnie uspokoił, bo mnie czasem taki strach ogarnia, czy dobrą drogą idę. A wtedy myślę, że na sądzie Pan Jezus mnie się nie spyta, ile się modliłam, tylko czy karmiłam Go, gdy był głodny (...). Ojciec mówił, że to racja, tylko starać się trzeba o złączenie z Bogiem. A mnie tak jasno zrobiło się w duszy i tak chcę się o to starać. Modlić się dużo nie mogę. Rano robię postanowienie, żeby - ile tylko mogę - wszystkim życie osładzać i ułatwiać - i to jest moja praca całodzienna, a w ogóle mam wrażenie, że to się udaje. Tak strasznie chcę dobrze [do Włodzimierza, II XII 1916]. Im więcej pracy, tym bardziej czuję, że wszystko zależy od naszej pracy wewnętrznej - także z listu do Włodzimierza pochodzą te ważne słowa. - Im więcej będzie pracy wewnętrznej, tym bardziej i Pan Bóg pobłogosławi [6 I 1918]. Z oszczędności piszę na starym rachunku. (...) Tu powoli wygrzebujemy się z największych bied. Myślę, że z czasem będzie nam tu bardzo dobrze, tylko trzeba przetrwać największe początkowe kłopoty. Odważnie i wesoło - Pan Jezus dopomoże. (...) Piszę w wagonie jadąc do Poznania po sprawunki. Ile to wszystko kosztuje - to nie do uwierzenia! Proszę przygotować ścierki, jak przyjadę, to zabiorę - jakieś 36. Brak i brak ścierek - pisze jesienią 1920 roku do sióstr pozostałych jeszcze w Danii. I zaraz dodaje: Kochajcie Pana Jezusa bardzo, bardzo - nie słowem, ale czynem, czynem miłości bliźniego, tej pokornej miłości, pełnej poświęcenia! Módlmy się każdą pracą, każdą czynnością, każdym małym krzyżykiem [do sióstr, Rzym, 17 V 1920]. My na to pieniędzy nie mamy, ale Pan Jezus ma. Wszystkie zacznijcie szturmować do nieba [do sióstr, Rzym, 12 XI1928]. Muszę się z Wami podzielić tym, co dla nas wszystkich powinno być wielką radością. Kardynał-Wikary, tj. zastępca Ojca Świętego na stolicy biskupiej w Rzymie, chce nam powierzyć misję - nie w Afryce, ale tam gdzie na równi potrzeba misji, tj. w okolicy Rzymu, w Primavalle - pisała z Rzymu do sióstr w 1932 roku. Primavalle mieściło się na przedmieściach Rzymu. Było zamieszkane głównie przez bezrobotnych i bezdomnych. [Są] tam same baraki czerwone - i dla nas taki dadzą - prosiłam, by nic lepszego nie budować. I tam będziemy razem z biednymi żyły, uczyły ich katechizmu, leczyły i kochały. (...) musimy odpowiadać zaufaniu, które w nas pokładają - musimy być święte! Ten Padre, który nam tę pracę urządza, powiedział mi: "Wy musicie uświęcić się sulla strada, tj. na ulicy, jak Apostołowie". A nasza Matka Boska della Strada nam do tego dopomoże. (...) do tej pracy potrzeba nam wielkiej wierności w odprawianiu medytacji. (...) uważać [musimy] medytację i rachunek sumienia jako podstawę naszej pracy misyjnej sulla strada (...). Weźmy sobie to do serca! (...) znów z większą gorliwością zabierajmy się do medytacji, by ona stała się dla nas silą w tym życiu naszym, które coraz bardziej nabiera cechy życia misjonarskiego. Do tak radykalnie ewangelicznego życia potrzeba osób dobrze uformowanych. Dlatego wśród obowiązków mistrzyni nowicjatu Urszula określa też formację sióstr o szerokich horyzontach serca i umysłu: Niech stara się w nich wyrobić serce szerokie, otwarte dla każdej nędzy moralnej i materialnej, palące się do poświęcenia (...). Niech strzeże myśli ich od ciasnoty. Można doskonale połączyć ścisłość w spełnieniu obowiązków, zachowaniu Konstytucji, zwyczajów, (...) z szerokim umysłem, szerokim sercem, które umie życie traktować z tym szerokim rozmachem Bożym, jakiego uczy (...) św. Augustyn: "Kochaj i czyń, co chcesz". Niech kochają Boga z całego serca, a pójdą śmiało naprzód, bez lęku, bo miłość nie grzeszy. Proponowany przez nią model świętości przypomina po prostu przyjaźń z Bogiem i przyjaźń z człowiekiem. Jedna z wychowanek obszerne wspomnienia o Urszuli zakończyła ciekawym epizodem: W latach 1932-1939 pracowałam w instytucji kierowanej przez marszałkową Piłsudską. Mimo że nastawienie tych kół nie było przychylne dla Kościoła i zakonów, to jednak robiono dla Matki wyjątek. Nazajutrz po śmierci Matki było posiedzenie, na którym był też obecny minister Kościałkowski. Podczas zebrania powtarzał do siebie kilkakrotnie: "Matka Ledóchowska umarła". Usłyszał to mój śp. brat, Władysław, obok niego siedzący, i zapytał go: "Panie ministrze, pan nigdy nie grzeszył klerykalizmem, a tak się przejmuje śmiercią matki Ledóchowskiej?" Na to minister: "Bo to trzeba było ją znać!". Jedno z ostatnich zmartwień Urszuli - trzy miesiące przed śmiercią: Co będzie z Polską? Wszak Hitler tak samo zabierze Poznań, jak zabrał Pragę, to jasne! W ręku Boga jesteśmy [z listu do Włodzimierza, 20 III 1939]. Słowa, które napisała o papieżu Piusie X - Bóg oszczędził mu bólu, jaki niosła wojna światowa - odnieść można również do niej samej. Zmarła w Rzymie 29 maja 1939 roku. Przemawiając w Kaliszu 22 października 1927, tak określiła cel życia swojego i sióstr z założonego przez nią zgromadzenia: Nasza polityka - to miłość Boga, to miłość Ojczyzny. I dla tej polityki miłości gotowe jesteśmy poświęcić i siły, i czas, i życie. Dwa lata przed śmiercią, 17 kwietnia 1937 roku, w dniu wspomnianego wyżej złotego jubileuszu życia zakonnego, powiedziała o sobie: Jedno miałam pragnienie - chciałam służyć Bogu i Ojczyźnie. Wszystko, co tu usłyszałam, Bogu oddaję, bo Jemu jednemu należy się chwała. Używa On do swych dzieł małych stworzeń i akurat mnie zechciał sobie wziąć! S. Małgorzata Krupecka. POLKA I EUROPEJKA. "Apostolicum" - Ząbki 2003. Fragment pochodzi z rozdziału "Bądźmy święci, a więcej zrobimy dla świata niż wodzowie". W tekście pominięto przypisy. |
Koszalin 2007 | www.urszula.ovh.org | Emilia Rogowska | Webmaster: Przemek |