Strona główna
  Życie

  Kanonizacja
  Pisma
  Relacje
  Artykuły
  Książki
  Strony WWW
  O nas
  Kontakt
     

  

S. Urszula Puczyłowska
SZKOŁA PNIEWSKA

Zanim m. Urszula Ledóchowska rozpoczęła swe dzieło w Polsce, musiała rozwiązać dwie zasadnicze sprawy:
- uregulować sytuację prawną wspólnoty zakonnej po okresie życia w warunkach konspiracji i w czasie wojny,
- stworzyć podstawę materialną egzystencji dzieła.

Wspólnota zakonna, której przełożoną była m. Urszula, była autonomicznym domem urszulańskim, ze względu na okoliczności korzystającym z dyspens udzielonych przez Ojca św. Piusa X. Po wojnie (1919 r.) autonomiczne domy urszulańskie na terenie Polski zjednoczyły się w unię polską pod władzą przełożonej generalnej. M. Urszula, która nigdy nie pragnęła tworzyć nowego zgromadzenia, natychmiast zgłosiła swą gotowość przystąpienia do Unii. Gdy jednak zaistniałe okoliczności i trudności nie pozwoliły na to, uznała, że Bóg ma wobec jej gromadki swoje zamiary, że ona sama ma pozostać narzędziem w Bożym ręku, pionkiem na szachownicy posunięć Bożych. Potwierdzeniem tego były słowa wypowiedziane do Matki przez nuncjusza apostolskiego w Polsce Achillesa Ratti (późniejszego papieża Piusa XI):

"Zostańcie tym, czym was Opatrzność uczyniła".

"Dziewczęta będą się uczyły gospodarstwa domowego, prac ręcznych, prac w drewnie-slöjdu, introligatorstwa, a także ogrodnictwa i języków obcych: angielskiego, francuskiego, niemieckiego, rosyjskiego i polskiego. Nauka języków obejmuje dwie godziny dziennie. Ponadto dziewczęta uczą się tzw. porządków domowych: prania, prasowania, a także uprawiać będą ćwiczenia gimnastyczne".

W wywiadzie dla "Berlingske Tidende" z 14.02.1917, na pytanie, czego będą się uczyły panienki w szkole, m. Urszula odpowiada:

"Uważam, że duńskie dziewczęta - i w ogóle skandynawskie - powinny nauczyć się powagi i poczucia obowiązku. Wydaje mi się, że mniej niż dziewczęta z innych krajów są skłonne uważać, iż cały świat stworzony jest wyłącznie dla ich przyjemności. Niemniej jednak będziemy je uczyły myślenia o tym, jak żyć, żeby sprawiać radość innym".

Atmosfera w szkole i internacie sprzyjała dobremu samopoczuciu. Dziewczęta nawiązywały wzajemne, serdeczne kontakty. Grono nauczycielskie i wychowanki tworzyły rodzinną wspólnotę. Śliczny park i ogród, ładnie urządzony dom mieszkalny i pomieszczenia szkolne zachęcały do nauki i pracy. M. Urszula miała powód do zadowolenia:

"Tylko dziękować i ciągle dziękować muszę za wszystkie Boże łaski i dobrodziejstwa. Pomyśleć - w zupełnie obcym kraju, a tak się wszystko rozwija, idzie (...). Szkoła przepełniona, a choć same protestantki, mam prawdziwą pociechę z tych dzieci, takie miłe, poczciwe, serdeczne".

Szkoła gospodarcza w Aalborgu posiadała własną organizację zajęć praktycznych i teoretycznych oraz własne programy nauczania. Nie miała natomiast - jak większość szkół duńskich - praw państwowych.

Siostry urządzały najrozmaitsze imprezy i przedstawienia. Były to krótkie komedyjki w językach francuskim, angielskim, niemieckim, połączone z tańcami, wykonywane przez uczennice lub dzieci z ochronki Św. Antoniego. Jedno z takich przedstawień odbyło się w teatrze w Aalborgu i powtórzone było w Kopenhadze. Występy te spotykały się z uznaniem, a nawet entuzjazmem społeczeństwa. Organizowano również razem z dziećmi z ochronki zabawy w ogrodzie, w których licznie uczestniczyli polscy robotnicy. Innym razem urządzono bezpłatne przedstawienie w niedaleko położonym domu starców. Matka wspomina o tym w Historii Kongregacji:

"Zrobiłyśmy im ogromną przyjemność. Byli uradowani, ucieszeni, a moje panny okazały się dla nich bardzo miłe. To była dla serc najmilsza feta, choć nic nie dała, a nawet trochę kosztowała."

Szkoła gospodarcza w Aalborgu prosperowała i rozwijała się wspaniale. Nic więc dziwnego, że m. Urszula, zmuszona okolicznościami, z prawdziwym żalem zlikwidowała szkołę. Wyrazem tego jest podziękowanie zamieszczone na łamach "Stiftstidende":

"Kochana Danio, przyjmij nasze podziękowanie za twoją życzliwość, za przyjaźń, jaką nam okazałaś. Było nam tak dobrze, tak bardzo dobrze w Skraenten, że nie będziemy mogły nigdy zapomnieć starożytnego Aalborga i będziemy często myślały z tęsknotą o dobrych czasach, które upływały bez troski o pożywienie, dawane naszym dzieciom polskim (...). Przesyłam zatem wszystkim mieszkańcom Aalborga piękne podziękowanie i z serca płynące życzenia: Niech Bóg błogosławi szlachetny naród duński".

Tymczasem na arenie światowej rozgrywały się wielkie wydarzenia. Po zakończeniu wojny w 1918 roku wyłoniła się Europa o nowym obliczu i nowych układach politycznych. Polska odzyskała niepodległość. Myśl m. Urszuli kierowała się teraz ku Ojczyźnie, która po długoletniej niewoli i zniszczeniach wojennych potrzebowała gorących serc i rąk do pracy.

M. Urszula w dniu 2 VIII 1920 r. razem z dziećmi polskimi z ochronki udaje się do Ojczyzny. Oto jak opisuje te nabrzmiałe w przeżycia chwile:

"Godzina dwunasta - sygnał do odjazdu. (...) Statek powoli odbija od brzegu. Dzieci intonują: Jeszcze Polska nie zginęła... Powiewamy chustkami, ziemia coraz dalej, już nikogo nie widać... Jedziemy do Polski".

Sprawa oparła się o Stolicę Świętą, która przekształciła wspólnotę zakonną kierowaną przez m. Urszulę w Zgromadzenie Sióstr Urszulanek Serca Jezusa Konającego z konstytucjami przystosowanymi do nowych potrzeb Kościoła odnośnie do pracy apostolskiej w świecie. Dla Zgromadzenia przyjęła się potoczna nazwa "szare urszulanki", ze względu na kolor habitu, który noszą.

Na polecenie Matki s. Stanisława Prądzyńska robiła starania, by nabyć w Polsce odpowiedni majątek ziemski, dokąd można by sprowadzić Siostry i dzieci z Aalborga i założyć szkołę gospodarczą dla polskich dziewcząt. Starania te 11.02.1 920 r. zostały uwieńczone kupnem posiadłości położonej w powiecie szamotulskim, nad jeziorem, koło miasteczka Pniewy. Były to dwie sąsiadujące ze sobą posesje z willami o łącznym areale 37 ha. Położenie było dogodne ze względu na łatwe połączenie kolejowe z Poznaniem (przez Rokietnicę) oraz bliskość stacji kolejowej przy szosie łączącej Międzychód z Poznaniem. Gdy oszczędności, składane w banku, na zapoczątkowanie pracy w Polsce okazały się za małe, by uiścić cenę zakupionej posiadłości m. Urszula podjęła jeszcze jedną serię odczytów w Szwecji i Norwegii. W Oslo (ówczesna Kristiania) wydarzył się epizod, który na stałe związał się z tradycją domu pniewskiego. Na zakończenie konferencji Matka zaapelowała do społeczeństwa norweskiego o ofiarność, stwierdzając, że potrzeba jej 20 000 koron, by stworzyć w Polsce warunki do powrotu dzieci polskich z Danii do Ojczyzny. Obecna tam pani Stolt-Nielsen, żona konsula norweskiego, a matka jednej z uczennic szkoły gospodarczej w Aalborgu, po powrocie do domu przekazała tę sprawę swemu mężowi, prosząc go o ofiarowanie tej sumy na dzieło m. Urszuli. Oto jak wspomina o tym wydarzeniu sama Matka:

"Przyjęła mnie bardzo serdecznie żona konsula. Podobno po powrocie z mojej konferencji powiedziała do męża: Gdybyś był na konferencji, na pewno dałbyś te dwadzieścia tysięcy, o które pani Ledóchowska prosiła. - Naprawdę tak myślisz? - Na pewno! - No to dam. l poszedł do telefonu. (...) Wszedł konsul. Wstałam, podałam rękę i jak umiałam z całego serca podziękowałam. On się rozpłakał - poczciwy, poszedł do drugiego pokoju, wrócił z czekiem na dwadzieścia tysięcy koron i rzekł, że skoro Pan Bóg dał mu majątek, to ma obowiązek innym pomagać".

W dowód wdzięczności, dla upamiętnienia tego wydarzenia. Matka wybrała na patrona urszulańskich Pniew - św. Olafa, patrona Norwegii. Imię św. Olafa tak bardzo związało się z pniewską placówką, że wychowanki do dzisiejszego dnia nazywane są Olafitkami, a wielka wspólnota rodzin byłych uczennic nosi nazwę "Rodziny Olafickiej".

8 VIII 1920 r. Matka przybywa do Pniew z dwadzieściorgiem dzieci z Danii.

Dzieci rozlokowano w bardzo skromnych warunkach. Nie było wówczas ani światła elektrycznego, ani kanalizacji, a urządzenia sanitarne były ubogie i niewystarczające:

"Za chwil parę jesteśmy w nowej naszej siedzibie - u św. Olafa. Tu jeszcze pusto, bardzo pusto - cztery kąty, a piec piąty. Dzieci śpią po części na strychu, po części na słomie w dolnych pokojach. Siostry też. Ale to wszystko nic - już jesteśmy u siebie, w domu, w Polsce, w Ojczyźnie naszej...".

M. Urszula Ledóchowska wracała do Polski z pełną świadomością ogromnych potrzeb i braków, które były udziałem całego dźwigającego się z upadku, nowo powstałego Państwa. Toteż z właściwym sobie dynamizmem, którym potrafiła natchnąć swe siostry, przystępuje do pracy. Sama to tak wyraża: "Nowe życie przed nami, przeszłość - to już sen wygnania, sen bolesny, ale zarazem jasny, pogodny, przyszłość to praca, praca dla tej Polski naszej, dla której dziś wszyscy, z całym poświęceniem pracować są zobowiązani. Więc z Bogiem do pracy - dla Boga, dla Kościoła świętego, dla Ojczyzny naszej ukochanej, do pracy".

Już 15 sierpnia została odprawiona pierwsza Msza św. w urządzonej w małej willi kaplicy. W Historii Kongregacji Matka zapisuje: "Dzień 15 sierpnia pamiętny będzie dla naszej Kongregacji. Pan Jezus w tym dniu wziął w posiadanie naszą pierwszą kaplicę w Polsce".

Podstawą materialną pniewskiego domu miało być gospodarstwo rolne, ale wymagało ono dużego wkładu pracy i inwestycji. Brak było budynków gospodarczych, narzędzi i inwentarza. Siostry szybko się jednak z tym brakiem uporały.

W ciągu niespełna dwudziestu lat z dwu domów i niewielkich, zniszczonych zabudowań gospodarczych wyrósł okazały Zakład św. Olafa. Stosunkowo wąski pas gruntów między szosą a torami kolejowymi został z czasem zabudowany. Ku zachodowi z roku na rok coraz bardziej rozrastały się zabudowania szkolne, internackie i kolegium Piusa X.

Willa zjedna klasą i kilkoma sypialniami została rozbudowana w duży gmach z salami pełnymi słońca, z pięknym widokiem na jezioro Pniewskie, rozciągające się po drugiej stronie szosy. Po dwóch stronach przestronnego korytarza, na parterze i piętrze, znajdowały się sale lekcyjne. Wszystkie budynki szkolne usytuowano w dużym ogrodzie. Świerki i brzozy, jaśminy, akacje i bzy tworzyły tu większe lub mniejsze skupiska. Szczególne wrażenie sprawiała piękna, długa aleja, łącząca park z ogrodem owocowo-warzywnym, za domem dziecka. Aleja ta, pełna słońca i piasku, zwana przez uczennice "Saharą", powstała przez zrównanie terenu zakupionego w 1932 roku, leżącego tuż przy torach, a zamienionego na szeroką drogę. Wzdłuż tej drogi posadzono brzózki i różne krzewy. Szybko się one rozrosły i piaszczysta droga zamieniła się w piękną aleję, przy której wygodne ławeczki dawały możliwość wypoczynku. Była ona ulubionym miejscem spacerów uczennic.

Na początku alei dotąd stoi krzyż, jakby obejmujący swymi ramionami park, szkołę i kolegium Piusa X. Tuż za krzyżem biegnie mur, oddzielający park i aleję od toru kolejowego, za nim jest semafor. Te dwa znaki: krzyż i semafor, stojące blisko siebie, mają dla wielu głęboką wymowę.

We wrześniu 1920 roku m. Urszula otwiera w Pniewach szkołę gospodarczą opartą na doświadczeniach wzorowo prosperującej szkoły w Aalborgu. Na budynek szkolny i pensjonat przeznacza większą willę. Znajomości z okolicznymi rodzinami ziemiańskimi pomogły w rekrutacji panien na pierwszy rok szkolny. Dziewczęta przyjeżdżały do Św. Olafa z łóżkami, materacami, miednicami, dzbankami itp., bo dom nie posiadał odpowiedniego wyposażenia. Rozmieszczenie i urządzenie placówki szkolnej pozostawiało również wiele do życzenia, mimo to atmosfera, którą stworzyły siostry z Matką na czele, działała przyciągające. Dziewczęta i siostry szybko zżyły się i stworzyły miłą grupę, która zapoczątkowała wielkie dzieło m. Urszuli - szkołę pniewską.

Jak wyglądały budynki na początku istnienia szkoły, a więc we wrześniu 1920 r., najlepiej ukazuje wypowiedź samej Założycielki, zamieszczona na łamach szkolnego pisma: "Dzwonek Św. Olafa":

"Inaczej wszystko wtedy wyglądało w Św. Olafie. Cofając się myślą wstecz 10 lat, widzimy przed sobą te dwa stosunkowo bardzo małe jeszcze domki, klasztorek o czterech pokoikach z malutką kapliczką, pensjonat - niby duży - o czternastu pokojach: większych, mniejszych i malutkich. Naprzeciw Św. Stanisława (budynek szkolny - przyp. autora) - czerwona parterowa rudera, przeznaczona na ochronkę, obok duża szopa, gdzie wszystko się umieszczało, co w domach miejsca nie znalazło (...); dalej coś w rodzaju ogrodu, w którym były wykopane głębokie jary dla wydobywania piasku...".

Najstarsze uczennice w swoich wspomnieniach opowiadają, jak szkoła rozwijała się i piękniała, jak podnosił się jej standard, doskonaliła się organizacja pracy i jak bardzo to wszystko je z nią łączyło:

"W domu Św. Stanisława pracowali murarze już od tygodnia (...). Dawniejsza sala jadalna zmieniona jest na hali, wejście przez balkon, a dawniejsza kancelaria złączona z sypialnią nr 5. I tak powstała wielka, jasna sala jadał na z oknami na jezioro (...). Dobudowano duże skrzydło, tam będą: sala rekreacyjna, pracownie, sypialnie, duża kuchnia, mleczarnia, kredens i laboratorium chemiczne dla seminarium...".

"Jak zawsze, cały pensjonat odnowiony, odmalowany, odświeżony, aż przyjemnie patrzeć. Mamy nowe laboratorium chemiczne dla seminarzystek przy zimnej kuchni. Sześć szafek, na dwie uczennice - jedna szafka do eksperymentów, a tym rozmaitym kwasom, płynom, proszkom - nie ma końca. Urządziła to laboratorium panna Trojanowska, nasza nauczycielka chemii, która na lekcje przyjeżdża z Poznania. Jakie tam będą eksperymenty, to wam kiedy indziej opowiem, różne ciekawe rzeczy na pewno. A potem jest, zgadnijcie... coś, co nam się bardzo uśmiecha - cukiernia, ale to nie taka, gdzie się kupuje, ale taka, gdzie uczyć się będzie można cukiernictwa. To bardzo przyjemna nauka tym bardziej, że trzeba próbować... (dla nauki rozumie się, nie dla łakomstwa) i dużo amatorek zgłasza się do cukierni".

"A jakie zmiany w domu... Druga połowa Św. Stanisława skończona. W miejscu, gdzie na sali było okno, jest korytarz, jakby w dalszym ciągu dawnego korytarza. Po obu jego stronach wieszaki, na których wieszamy nasze płaszcze, a drzwi się otwierają do nowych klas i sypialni. Z korytarza prowadzą schody na górę, gdzie mamy szaloną wygodę, bo tak blisko sypialni - garderobę i buciarnię (...). Z sypialni nr 10 zrobiona jest biblioteka. (...) A co za zmiany w suterenach, jaki wspaniały piec parowy w piekarni, jak urządzona kuchnia seminaryjna, jak wygląda przeniesiona kuchnia s. Skrzyńskiej!...".

"Oto więc całe nowe skrzydło, pięknie odmalowane, wygląda jak cacko. Pralnia wspaniała już wybudowana, piętrowy dom jeszcze nie urządzony - na pierwszym piętrze łazienki, aż 6 wanien! Na dole pralnia, suszarnia i prasowalnia - wszystko będzie z maszynami. l jeszcze jedna ważna zmiana, która nam się bardzo podoba - nie ma już wspólnej garderoby, lecz są szafy. Każdy ma swoją szafę na klucz zamkniętą, co bezwarunkowo bardzo się przyczyni do porządku".

"Na dole także zmiany, nowa kuchnia, piekarnia z piecem najnowszego systemu i różnymi ułatwieniami do wyrabiania ciasta. (...) Zostały sprowadzone foremki, wałeczki różnego rodzaju, robi się nawet cukierki z likierem - to już chyba szczyt sztuki cukierniczej i jeśli s. Skrzyńska będzie w tym tempie rozszerzała swoją cukiernię, stworzy nie lada konkurencję najlepszym firmom krajowym... Jedną z nowości i oryginalności kuchni dla uczennic pniewskich są dwie szafeczki z kilkoma kompletami maleńkich naczyń, przeznaczonych do ćwiczeń z gotowania na małą ilość osób".

"Kiedy nadchodzi sobota, zaludnia się przytulny, cichy zwykle pokój. Duża lampa wisząca nad stołem rzuca światło na znajdujące się na nim czasopisma i dzienniki. (...) Pokój ten to nasza biblioteka. (...) Prócz książek mamy tu czasopisma polskie i francuskie, poważnej mniej poważne, naukowe i rozrywkowe. Jest Ruch Pedagogiczny, takiż kwartalnik Oświata i Wychowanie, Przegląd Powszechny - dla powag, Organizacja gospodarstwa domowego, Le travail au foyer, Mon, chez moi - dla zawołanych gospodyń, Sternik i Rodzina Polska dla ogółu. Ulubionym pismem jest Tęcza, Przewodnik Katolicki, Polska i Dzień Polski oraz dzienniki".

"Św. Olaf nie przestaje iść z postępem, gardzi konserwatyzmem i pozwala sobie na innowacje. Największa nowość - to elektryczność, cały zakład zelektryfikowany. Cóż to za rozkosz nacisnąć guzik i już cały pokój oświetlony, nie trzeba martwić się o zapałki i o świeczki. Rozbudowano też dom pod wezwaniem Św. Kalasantego i umieszczono w nim elektrownię - dynamo i akumulatory. A w starej części znajduje się drukarnia urządzona według najnowszych wymagań techniki, gdzie drukuje się nasz kochany Dzwonek i różne inne druki. Fabrykuje się zeszyty, bloczki, widokówki, obrazki, bombonierki, jednym słowem wszystko, czego dusza zapragnie. (...) A jeszcze dalej szwalnia obszerna i widna, laboratorium chemiczne, gabinet pomocy naukowych, kuchnie...".

Rozbudowa budynków szkolnych i internackich posuwała się wolno, ale systematycznie. Towarzyszyła jej przemyślana organizacja wykonywanych prac, w zależności od wzrastających potrzeb. Po każdym powrocie z wakacji uczennice zastawały coś nowego. Żartowały one, że św. Olaf jest chyba patronem murarzy, bo ciągle się tu coś buduje. Na ich oczach rozbudował się okazale główny budynek szkolny, a także internat naprzeciw niego usytuowany. Jego podcienie, wsparte na kolumnach, przypominało skromny, stylowy dworek polski.

Równolegle do budowy szkoły postępowała rozbudowa pomieszczeń klasztornych, co było konieczne ze względu na dynamiczny rozwój Zgromadzenia i duży napływ kandydatek.

A nad tym wszystkim czuwał Pan Jezus ukryty w Najświętszym Sakramencie w kaplicy, która służyła siostrom, uczennicom i dzieciom. Do budowy kaplicy przystąpiły siostry w 1921 r., i już 31.05.1922 r. ks. bp Stanisław Łukomski dokonał jej uroczystego poświęcenia.

Ze szkoły do kaplicy wiodła ścieżka w zieleni, która stanowiła jakby klamrę, spinającą część klasztorną z częścią szkolną Zakładu Św. Olafa. Nad całością górowała wieżyczka kaplicy, z której dzwon - niewielki, ale donośny - rozlegający się kilkakrotnie w ciągu dnia, odmierzał czas na modlitwę, pracę i odpoczynek.


S. Urszula Puczyłowska.SZKOŁA PNIEWSKA. DZIEŁO BŁ. URSZULI LEDÓCHOWSKIEJ. Szczecińskie Wydawnictwo Diecezjalne "Ottonianum" - Szczecin 1991. Fragment rozdziału "Dzieje szkoły", podrozdział "Radosne, choć trudne początki macierzystego domu urszulińskiego". W tekście pominięto przypisy.
Koszalin 2007 | www.urszula.ovh.org | Emilia Rogowska | Webmaster: Przemek