Strona główna
  Życie

  Kanonizacja
  Pisma
  Relacje
  Artykuły
  Książki
  Strony WWW
  O nas
  Kontakt
     

  

Matka Franciszka Popiel

DOBROĆ CIERPLIWA, WYROZUMIAŁA I MOCNA

Matka Franciszka Popiel,
przełożona generalna urszulanek szarych w latach 1955-1963

Gdy się zastanawiam nad tym, o której z cnót Matki pisać, to mimo wszystko nasuwa mi się uporczywie dobroć. Tak często w naukach swoich przytaczała Matka słowa, które otrzymał młody prymicjant od swego ojca duchownego jako program kapłańskiego życia: "Bądź dobry, bądź bardzo dobry, bądź nieskończenie dobry". I tak mi się wydaje, że może dlatego Matka tak ukochała te słowa, że one właśnie były też programem jej życia. O Matce każda z nas może powiedzieć w całej prawdzie, bez cienia zastrzeżenia, że była dobrą, bardzo dobrą, nieskończenie dobrą. I nie była to wcale dobroć czysto naturalna, przyrodzona lub dobroć, którą się określa mianem "poczciwości". Dobroć Matki była cierpliwą, wyrozumiałą, ale i mocna zarazem, była dobrocią, która w stosunkach z ludźmi widziała zawsze i przede wszystkim ich dusze.
Już sam zewnętrzny wygląd matki, jej sposób bycia promieniował dobrocią. Oczy niebieskie, tak pełne życzliwości dla wszystkich, uśmiech promienny darzący bezgranicznym zaufaniem każdego, ruch ręki przygarniający serdecznie, skupienie całej postawy podczas rozmowy, w której Matka wysłuchiwała różnych ludzkich spraw, kłopotów i bolączek. Postać Matki wypromieniowywała wprost dobroć, budziła zaufanie.

Matkę widzę prawie zawsze na tle Polesia, bo tam nas tak często odwiedzała i tak bardzo ukochała tę przestrzeń bezkresną z jej ludem.
Gdy matka do nas przyjeżdżała, wszytko się ożywiało, przemieniało i to nie tylko w domu zakonnym, ale i na terenie folwarku i na wsi. Na rozmowy przychodziły nie tylko siostry, ale i stary Wiktor od krów i młody lubiany przez wszystkich Mikołaj, i niepoprawny Kuźma ze swoją Paraszą, której nikt do zgody nakłonić nie umiał, i natka półślepa, która jednak wiedziała dobrze, gdzie i kiedy "Matuchnę" spotkać można... Matka każdego przyjęła, nigdy nikogo nie odesłała, nie zbyła byle słówkiem. Wysłuchała każdego do końca z bezgraniczną cierpliwością, doradziła, pomogła, uściskała, toteż procesjom nie było końca. Czasem Matka była zmęczona tak, że prawie już sił do mówienia nie miała i wtedy patrzyła uśmiechając się tylko, a to spojrzenie tak pełne głębokiej dobroci nieraz duszę na wskroś przemieniało, rozgrzewając to co zimne jakimś ciepłem, jasnym promieniem.
Pamiętała Matka o każdym powierzonym sobie bólu, kłopocie i nawet w listach dopytywała się, jak z tym lub owym idzie, radząc, pocieszając, dodając sił.
Gdy dziś już tylko na fotografii wpatrywać się możemy w te dobre, jasne oczy, możemy sobie powiedzieć, że Matka cnotę dobroci posiadła w stopniu heroicznym. Ileż to ofiar, trudności, jaki nawał pracy, ile udręczenia i niedomagań fizycznych składało się na to życie, które z twarzy Matki i z jej czynów promieniowało zawsze cierpliwością, spokojem i pogodą. Toteż Matka pozostanie na zawsze w sercu każdej z nas tą Matką dobrą, bardzo dobrą, nieskończenie dobrą.

Matka kochała pracę. Uważała pracę za najświętszą, najracjonalniejszą i najzdrowszą pokutą. Mawiała nieraz, gdy ją zapytywano o praktyki pokutne Zgromadzenia: "Moje siostry nie mają biczowań, nie noszą włosiennic, nie uprawiają nadzwyczajnych postów - moje siostry pracują".
Pamiętam, jak latem 1938 przyjechała Matka do Mołodowa. Co rano wstawała o godzinie 5 wraz z nami, by w kaplicy odprawić dla nas głośna medytację. Po Mszy św. i śniadaniu rozmowy i interesanci, sprawy, a w międzyczasie listy, listy bez końca! Po obiedzie co dzień nauka, potem pacierze, oficjum, krótki wypoczynek i znowu praca. Po kolacji i pacierzach - rekreacja.
Kiedyś przejeżdżała Matka przez Janów i krótko tam się zatrzymała. Dom był jeszcze nie zamieszkany i nie urządzony. Stół i krzesło, snopek słomy i worek owsa - oto całe umeblowanie. Dwie z nas przyjechały tu właśnie z Mołodowa, by w ogrodzie coś niecoś posadzić, i akurat miałyśmy szczęście przyjąć Matkę. Cóż to była za radość! Matka wszystko obeszła, wszędzie zajrzała, nawet się przedostała poprzez druty kolczaste na stary cmentarz, by obejrzeć ciekawą kapliczkę cmentarną. Gdy wróciła po tej wyprawie do janowskiego domku, wykorzystała jeszcze kilka godzin, pozostających do odejścia pociągu, na pisanie listów. Stół star, koślawy, krzesło skrzypiące, muchy nie dają spokoju, gorąco, ale Matka na to wszystko nie zważą i jak zawsze pracuje.
Nigdy nie zapomnę sylwetki Matki pochylonej nad papierem listowym. Coraz to nowe koperty, jedna za drugą ustawiają się rządkiem, gotowe do wysyłki, w zeszyciku ewidencyjnym juz prawie żaden list nie pozostaje bez odpowiedzi - ale nie ma obawy, że to koniec. Za chwilę listonosz nieubłagany, który nigdy o Matce nie zapomina i wszędzie ją umie odnaleźć, przynosi nową plikę listów. Pokuta pisania listów trwać będzie nieustannie aż do śmierci...

U Matki wszystko było zawsze proste i naturalne. Jej życie pokuty i ofiary było dla tych, którzy Matki nie znali lub nie umieli głębiej patrzeć, omal niedostrzegalne. To było tak naturalne, że Matka tyle nocy spędzała w wagonie, że osobiście na każdy list natychmiast odpisywała, że z każdym rozmawiała, że wcześnie wstawała i późno się nieraz kładła, że wszędzie było Matce aż za dobrze, że nigdy dla siebie niczego nie wymagała.

(...)

Matka łączyła cudownie prawdziwe umartwienie z głęboką pokorą i dlatego jej umartwienie było ukryte, ciche, zwyczajne, ale właśnie dlatego tak pełne prawdy i czystej miłości. Wydaje mi się, że Matka posiadała dar wewnętrznego skupienia się w Bogu i w czasie pracy, w swych podróżach, nawet wtedy, gdy rozmawiała z ludźmi.
Kochała dusze proste i do tej prostoty zawsze zachęcała.
Życie Matki - to prawdziwe życie modlitwy i pracy. Swą dewizę: "Pal się w modlitwie, aż się spalisz, traw się w pracy, aż się strawisz" Matka prawdziwie w całej pełni wprowadziła we własne życie.


Archiwa urszulanek szarych

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ - RELACJE
Koszalin 2007 | www.urszula.ovh.org | Emilia Rogowska | Webmaster: Przemek