Strona główna Życie Kanonizacja Pisma Relacje Artykuły Książki Strony WWW O nas Kontakt |
Ojciec Stefan Dzierżek
Jak to się stało, że została Ona Ojca drugą Matką? Byłem wtedy w małym seminarium jezuickim w Chełmie. Był to rok 1927. Dostałem telegram o chorobie matki. Pojechałem do domu. Mama była chora na tyfus brzuszny. Ciężko było mi wyjeżdżać, z drugiej jednak strony ksiądz prefekt obawiał się, że moja dłuższa nieobecność spowoduje braki w nauce. Nie posiadał mojego rodzinnego adresu. Wiedział jednak, że dostałem się do seminarium dzięki Matce Ledóchowskiej. Prefekt napisał do niej list, by na mnie wpłynęła, abym powrócił do szkoły, bo potem nie dam sobie rady z nauką. Matka Urszula napisała do mnie, bym się nie martwił i że jest przekonana, iż mama wyzdrowieje, "a gdyby mama zmarła to ja ci zastąpię matkę". Czuła się tym zobowiązana jeszcze w niebie. Czy Ojciec pamięta Wasze pierwsze spotkanie? Pochodzę ze wsi. W czasach mojego dzieciństwa trudno było ze wsi "wylądować" w szkole. Mama chciała, by jak najwięcej jej dzieci zdobyło wykształcenie. Wynajęła korepetytora, który przygotowywał mnie do egzaminów. Przeszedłem przez nie bez problemu. W czasie pierwszej wywiadówki mama dostała "cios obuchem w głowę". Dowiedziała się, że mam pięć dwój. Była zaszokowana, bo wiedziała, że z przedmiotów, które lubiłem nie powinienem ich mieć, zwłaszcza z języka polskiego i matematyki. Problem polegał na tym, że pięciu nauczycieli brało łapówkę. Stałem się jedną z ofiar tego łapówkarstwa. Moja mama nie dała oczywiście łapówki. Miałem dosyć tej szkoły. Mama też. Zaczęła się rozglądać za inną szkołą. Wiedziała, że od dziecka pragnąłem być księdzem. Dowiedziała się, że Matka Ledóchowska ma w swoim klasztorze Małe Kolegium Piusa X dla małych chłopców. Wysłała list z prośbą o przyjęcie i dostała pozytywną odpowiedź. Pojechała ze mną do Pniew. Zaraz po moim przyjeździe pierwszy raz zetknąłem się z Matką Urszulą. Było to 17 kwietnia 1925 roku. Spotkanie to głęboko zapadło mi w pamięci. Tego dnia Matka Ledóchowska obchodziła 60 rocznicę swoich urodzin. Co przede wszystkim mnie wtedy uderzyło? Radość, która od niej biła, jej zawsze uśmiechnięta twarz. To nie był jakiś sztuczny, przylepiony uśmiech. Czuło się, że ona raduje się ze spotkania z drugim człowiekiem. To jej sprawiało wewnętrzną radość. Biła od niej życzliwość. Trzymała się zasady: "Jak nie pomóc, jeśli można". Dla niej radością było czynić dobrze. Naprawdę martwiła się problemami drugiego człowieka. Umiała ująć za serce. Od pierwszego wejrzenia urzekła swą osobą. Obudziły się we mnie jakieś synowskie uczucia. Wtedy zrodziła się przyjaźń. Macierzyństwo przyszło z czasem. Dopiero w małym seminarium uświadomiłem sobie to synostwo. Ona mnie nie wychowywała, od tego była inna siostra. Matka Ledóchowska miała wtedy mnóstwo pracy w zgromadzeniu. Od początku jednak była dla mnie ideałem. Kimś bardzo dobrym, życzliwym. Zastanawiałem się kiedyś, dlaczego ludzie do niej tak lgną? Otóż ona najpierw dawała swoje serce. Dawała swą życzliwość i zainteresowanie troskami drugiego człowieka. Cała rozmowa z ojcem Stefanem Dzierżkiem Z o. Stefanem Dzierżkiem rozmawia Joanna Walczak. Wywiad nieautoryzowany, dostępny na stronie www.info.kalisz.pl |
Koszalin 2007 | www.urszula.ovh.org | Emilia Rogowska | Webmaster: Przemek |