Strona główna Życie Kanonizacja Pisma Relacje Artykuły Książki Strony WWW O nas Kontakt |
S. Magdalena Kujawska W kronikach klasztoru urszulańskiego w Krakowie czytamy: "Dnia 18 sierpnia 1886 roku był telegram od Julci Ledóchowskiej i po kilku godzinach przyjęta już na dobre do naszego klasztoru. Daj Boże, żeby z niej była święta!" Czy pisząca te słowa przeczuwała, jak dalece życzenie jej zostanie spełnione? Od pierwszej chwili wstąpienia do klasztoru postanowiła Siostra Urszula - takie bowiem imię otrzymała Julia przy obłóczynach zakonnych 17 kwietnia 1887 roku - oddać się Bogu bez zastrzeżeń i z całą konsekwencją do tego celu dążyła. Zdawałoby się, że przy jej łatwym i miłym charakterze mało już pozostaje do zrobienia. Ale komu Bóg wiele daje, od tego wiele żąda: ukazuje mu w jaskrawym świetle najmniejsze niedoskonałości i braki. Siostra Urszula wypowiedziała zaciętą walkę swemu "ja", którego błędy i uchybienia wskazywało jej wrażliwe sumienie. "Oto ja służebnica Pańska" - brzmiały już w jej duszy słowa, które obrać miała w przyszłości za hasło swego Zgromadzenia. Stać Się jak Matka Najświętsza cichą, pokorną służebnicą wszystkich, zupełnie zaprzeć się siebie, swej ambicji, swej wygody - oto czego pragnęła. A okazji do tego nie brakowało. Siostra Urszula była wprawdzie w klasztorze otoczona miłością, ale trzeba było nagiąć się do nowego życia i środowiska, nowych form i zwyczajów. Jedna z Sióstr wspomina o sobie, jak bardzo odczuwała w nowicjacie zmianę kuchni. Z podziwem patrzyła na Siostrę Urszulę, która jadła wszystko, co jej podano, nie okazując, czy to ją kosztuje, czy nie. Nieraz z okazji świąt przysyłała pani Ledóchowska do klasztoru słodycze. Ale Siostra Urszula uprosiła sobie u przełożonych pozwolenie niekosztowania tych darów przygotowanych kochającą ręką matczyną. W późniejszych latach zrozumiała, że prostota jest większą cnotą, niż wpadające w oczy umartwienie, które może łatwo prowadzić do próżności. Jej duch ofiary, skupienie i zachwycająca skromność zwracały uwagę otoczenia. Nazywano ją "lilijką". Jakiś blask tryskał z tej młodzieńczej duszy. Nadszedł dzień 28 kwietnia 1889 roku - dzień złożenia profesji wieczystej. Siostra Urszula oczekiwała go z upragnieniem. Miała oddać się Bogu niepodzielnie i na zawsze. Była świadoma doniosłości tego aktu i przygotowywała się do niego z wielkim przejęciem. Stosownie do woli przełożonych obrała sobie predykat "od Jezusa". Po wielu latach miał ten predykat otrzymać przepiękne uzupełnienie z ust Ks. Kardynała Dalbora, który wyrzekł: "Matka będzie od Jezusa Ukrzyżowanego". Istotnie, całe życie wewnętrzne Matki Ledóchowskiej opierało się na krzyżu i na tym, czego krzyż uczy - na całkowitej ofierze ze siebie przez pokorę i miłość. W czasie uroczystości zakonnej w duszę Siostry Urszuli zapadły głęboko słowa, wyrzeczone przez celebransa, Ks. Kardynała Dunajewskiego: "Pamiętaj, że jesteś jak ten kielich konsekrowany, przeznaczony wyłącznie na służbę Bożą". Matka Ludmiła Popiel, ówczesna przełożona klasztoru, pisząc o tej uroczystości, czyni o Siostrze Urszuli następującą wzmiankę: "Jest ona prawdziwie promieniem łaski Bożej nad naszym domem". Krótkie, ale wymowne świadectwo! Jaki jest zakres działania Matki Ledóchowskiej w Krakowie? Przez dwadzieścia lat pracuje w roli wychowawczyni i nauczycielki, a wreszcie przełożonej klasztoru. Już w postulacie przygotowała się do matury seminaryjnej, i złożyła ją, uzyskując patent nauczycielski. Początkowo powierzono jej naukę przedmiotów matematyczno-przyrodniczych, język francuski i niemiecki w niższych klasach. Ze względu na jej wyjątkowe zdolności lingwistyczne wysłali ją przełożeni w 1896 roku do klasztoru SS. Urszulanek w Beaugency celem specjalizacji w języku francuskim. W ciągu jednego roku zdobyła Siostra Urszula dwa dyplomy (Brevet simple et Brevet superieur) - na co rodowite Francuzki potrzebują zwykle dwu lat sumiennej nauki - i powróciła do kraju z prawem nauczania języka francuskiego we wszystkich klasach szkoły średniej. Jako nauczycielka była siłą wybitną. Jej wykłady historii sztuki, literatury francuskiej i powszechnej w języku francuskim cieszyły się szczególnym powodzeniem. "Nie można było nie umieć tego, co wykładała Matka Urszula - świadczą dawne wychowanki. Z głęboką znajomością przedmiotu łączyła się przystępna forma wykładu, interesująca i nigdy nie nużąca." Matka Urszula była równie wybitną wychowawczynią, jak nauczycielką. W ciągu dwudziestu jeden lat pobytu w Krakowie jej talent wychowawczy znajdował szerokie pole rozwoju. "W pracy swej - zdaniem nauczycielek - kładła nacisk na wyrobienie charakteru uczennic, które z całym zaufaniem do niej się garnęły. Trafiała do duszy dziecka, kształtując ją z wielką miłością, a zarazem i stanowczością. Było w niej coś tak jasnego, coś tak pociągającego, jakby dzierżyła różdżkę czarodziejską, której skinieniu nie mogły się oprzeć nawet najbardziej trudne usposobienia." Nie szczędziła żadnych wysiłków, by pogłębić w uczennicach życie religijne. Jej apostolska dusza rozbudzała w innych głód Boga i wskazywała środki zaspakajania go. Pobożność, przejawiająca się w całej postawie, zwłaszcza w czasie modlitwy, wywierała głębokie wrażenie na umysły wychowanek. Matka Urszula umiała połączyć w przedziwny sposób utrzymanie karności z dużą swobodą. Dobroć, którą otaczała uczennice, nie przeobrażała się nigdy w nadmierną pobłażliwość. Pensjonarki kochały ją, uwielbiały nawet, ale szacunek, jaki budziła jej osoba, sprawiał, że to uczucie nie wyrodziło się w żadnym wypadku w niezdrową miłość, spotykaną dość często u dziewcząt przebywających w zakładach. Bywały nieraz uczennice źle wychowane, uparte, które przeciwstawiały się jej woli. Jedna ze starszych wychowanek, która była raz świadkiem takiego nieposłuszeństwa, opowiada: "Obserwując Matkę, zapytałam siebie z przerażeniem, co teraz będzie? Na twarz Matki Urszuli wystąpił lekki rumieniec. Nie rozgniewała się, nie podniosła głosu, lecz spokojnie wypowiedziała kilka słów, przeznaczonych dla winowajczyni. Później wzięła ją do swego pokoju, a po dłuższej serdecznej rozmowie uczennica wyszła z zupełnym zrozumieniem swej winy i postanowieniem poprawy. To matczyne napomnienie zakończyło się serdecznym uściskiem i zachętą: Nie myśl o tym więcej - wszystko będzie zapomniane. Zaczynamy na nowo z dobrą wolą, nieprawdaż?" Rozumiała Matka, że młodzież potrzebuje odprężenia i rozrywki. Wieczory urozmaicała pensjonarkom grą na fortepianie, organizowaniem zabaw, tańców i okolicznościowych przedstawień, które często sama układała. Mimo absorbujących obowiązków nauczycielskich i wychowawczych znajdowała Matka Urszula czas na prace artystyczne. Malowała pod kierunkiem profesora Benedyktomicza. W latach pobytu w Krakowie wyszło spod jej pędzla osiemnaście dużych obrazów, głównie kopie arcydzieł wielkich mistrzów, jak Velasqueza i Murilla. Przy tym udzielała zdolniejszym uczennicom lekcji rysunków i malarstwa. Oto fragment ze wspomnień pensjonarek: "...właśnie wtedy miała Matka na sztalugach obraz Pana Jezusa Ukrzyżowanego. Udzielając nam wskazówek, sama równocześnie malowała. Słów braknie na wyrażenie, jak bardzo dobrze było z Nią pracować! Ile się korzystało pod każdym względem! Matka była wówczas mistrzynią pensjonatu i nieraz po pięć i sześć razy na godzinę odrywano ją od pracy. A biegła natychmiast, bez słowa niezadowolenia czy niechęci. Lekcje te były dla nas prawdziwą szkołą życia - szkołą miłości i cierpliwości." Rozliczne i rozpraszające zajęcia nie przysłaniały Matce Urszuli Boga. Każdą najdrobniejszą czynność zamieniała na akt czystej miłości. O stałe złączenie z Bogiem modliła się w słowach: Niech miłość Twa, Jezu, wciąż trawi me serce, Dla Ciebie niech ono cichutko się żarzy, Dla Ciebie niech żyje w miłosnym zachwycie Wśród zajęć zewnętrznych - u stóp Twych ołtarzy. W okresie pobytu w Krakowie, jak i później na obczyźnie, dawała Matka Ledóchowska często wyraz swym wewnętrznym przeżyciom w formie wierszy. Odsłania się tu głębia duszy zapatrzonej w Boga, w piękno nieba i jego Królowej, w małość i nicość stworzenia. Z nielicznych utworów, które pozostały, odtworzyć można w głównych zarysach obraz jej życia wewnętrznego. Przejawiający się już w nowicjacie duch umartwienia i zaparcia się siebie wzrastał z każdym rokiem. Uczynność i uprzejmość oraz pogodne, wesołe usposobienie jednały jej serca wszystkich zakonnic. Zawsze gotowa zastąpić, wyręczyć, obarczała się pracą, która znacznie przewyższała jej wątłe siły. Wskutek częstego czuwania po nocach nadszarpnęła swe zdrowie, lecz mimo to nie zwalniała się z praktyk życia zakonnego. Była już wówczas tak opanowana i wyrobiona wewnętrznie, że obcujące z nią blisko współsiostry nie mogły w niej dostrzec żadnych uchybień, poza rzadko zdarzającym się krótkotrwałym zniecierpliwieniem oraz pewnym zaśpieszeniem, wynikającym z przeciążenia pracą. W stosunkach z władzą zakonną odznaczała się miłością i dziecięcym zaufaniem. Trzymała się zasady św. Berchmansa: "Bądź jak woda przeźroczysta dla swoich przełożonych". Współpraca z łaską doprowadziła ją do zupełnej harmonii wewnętrznej. Matka Urszula bezwiednie promieniowała życiem Bożym. Nie przyszło to bez wytężonej pracy i walki. Kto otrzymał pięć talentów w depozyt, ten więcej od innych musi się natrudzić, by drugie pięć zyskać. Nadszedł rok 1904. Matka Urszula mimo młodego wieku zostaje powołana na stanowisko przełożonej klasztoru. W pierwszym przemówieniu do Sióstr wyraża się z prostotą: "W domu matka moja nazywała mnie zawsze swoim promyczkiem. Otóż tym promyczkiem pragnę być dla całego Zgromadzenia, a przede wszystkim dla najstarszych Matek". Świadoma swych obowiązków oddaje się z całą troskliwością sprawom Zgromadzenia. W Rzymie uzyskuje pozwolenie na zmianę Konstytucji zakonnych, dostosowując je do nowoczesnych wymagań wychowawczych. Poprzednia przełożona, Matka Stanisława Sułkowska, służy swej następczyni wieloletnim doświadczeniem, okazując równocześnie całkowite zrozumienie dla jej twórczej inicjatywy. O ile niektóre ze starszych Matek poddawały się z pewną trudnością pod wpływ młodej Przełożonej, o tyle młodsze, znające ją bliżej z pracy w szkole i pensjonacie - lgnęły do niej całym sercem. Matka Urszula otacza szczególną opieką nowicjat. Wpaja w młode dusze miłość Bożego Serca i Matki Najświętszej, opartą na głębokiej ufności, wdzięczności i pokorze, rozwija ducha ofiary dla szerzenia Królestwa Bożego na ziemi. Mimo macierzyńskiego zrozumienia słabości natury ludzkiej jej kierunek duchowy cechuje jędrność i męstwo. Nie rozpieszcza, żąda hartu. Jest bezkompromisowa, gdy chodzi o zachowanie prawa Bożego czy zakonnego. Jedynie dla słusznych przyczyn uważa dyspensę za konieczną i wytłumaczoną. Rzadko sama z niej korzysta. Z tego okresu zachowało się znamienne wyznanie jednej z nowicjuszek: "Jeśli któraś z nas pozwalała sobie na nierówność usposobienia, Matka umiała to surowo zganić. Pod wpływem i przykładem Matki w naszym nowicjacie panowały stale pogoda, wesele i prostota. Rekreacje w czasie jej obecności nie były nigdy banalne i puste, przynosiły strawę duchową i umysłową. To było cechą znamienną naszej Mistrzyni: od ziemi podnosić wzwyż. Matka Urszula posiadała łatwość dostosowywania tematów życiowych do zagadnień nadprzyrodzonych. Odczuwano w niej ten wzlot ku niebu, ku Bogu, tę gotowość do szerzenia zawsze Jego chwały". Matka Ledóchowska jest bodaj pierwszą zakonnicą w Polsce, która zajęła się losem studentek. Do roku 1904 praca wychowawcza SS. Urszulanek w Krakowie obejmowała dzieci i młodzież szkół średnich. Jako przełożona zapragnęła Matka Urszula rozszerzyć ją również na młodzież żeńską, studiującą na wyższych uczelniach. W kwietniu 1905 roku złożyła do Kurii Biskupiej podanie w sprawie otwarcia internatu dla akademiczek, ale spotkała się z kategorycznym sprzeciwem Ks. Kardynała Puzyny. Ks. Kardynał obawiał się wzięcia na siebie odpowiedzialności, która by spadła na klasztor w razie niewłaściwego zachowania się którejś ze studentek. Żadne przytaczane przez Matkę argumenty nie pomogły. Projekt internatu na razie upadł. W kilka miesięcy potem w kołach młodzieży akademickiej w Krakowie zdarzył się głośny skandal: otruła się studentka. Rzecz rozgłoszono po gazetach. Uderzono na alarm, że młodzież pozostaje bez należytej opieki. Tego dnia w klasztorze SS. Urszulanek zapowiedział swą wizytę Ks. Kardynał Puzyna. Był bardzo poruszony. "Matko - powiedział, gdy Matka Urszula zdziwiona nieoczekiwanym przybyciem zjawiła się w rozmównicy - nie wystarczy mówić, trzeba działać". I pokazując gazetę rzekł poważnie: "Takie zdarzenia nie mogą mieć miejsca. Nie możemy trwać w bezczynności". "Jestem do dyspozycji Waszej Eminencji" - odpowiedziała Matka Urszula, nie wspominając ani słowem o poprzednio otrzymanym zakazie. W rezultacie tej rozmowy jesienią 1906 roku został w lokalu SS. Urszulanek otwarty internat dla studentek. Powoli zaczęły ściągać do internatu także studentki z miasta, biorąc udział w organizowanych przez Matkę zebraniach, poświęconych referatom i odczytom, pogłębiającym wiedzę religijną. Wpływ Matki na najbardziej niechętne klasztorowi i życiu zakonnemu studentki był ogromny. Indywidualnie interesowała się każdą. Rozbudzała życie wewnętrzne i dopomagała w pracy nad sobą. Zaraz w pierwszym roku istnienia internatu powzięła Matka Urszula myśl założenia Sodalicji Mariańskiej wśród studentek. Znowu pomysł bardzo śmiały. Studentka-sodaliska na początku XX wieku - to coś niezwykłego! Dwa te pojęcia wydawały się wówczas pojęciami sprzecznymi, nie dającymi się uzgodnić. A jednak w 1906 roku przy internacie SS. Urszulanek w Krakowie powstała pierwsza w Polsce Sodalicja Akademiczek i Słuchaczek Wyższych Kursów, do których zaliczano Kursa Baranieckiego, Akademię Nauk Społeczno-Politycznych, Kursa Ogrodnicze, Akademię Handlową, Kursa Artystyczne i Konserwatorium Muzyczne. Moderatorem jej został O. Józef Tuszowski TJ. Pierwsze publiczne wystąpienie młodziutkiej organizacji miało miejsce na procesji ku czci Serca Jezusowego, wychodzącej z kościoła św. Barbary. Przed Najśw. Sakramentem, wśród przedstawicieli cechów i parafialnej asysty, szły z prezydentką Aliną Zaborską (późniejszą Asystentką Matki Ledóchowskiej) na czele pierwsze przedstawicielki młodzieży akademickiej już z medalami Dzieci Marii. Tylko trzydzieści łat dzieli ten moment od chwili, gdy tysiące młodzieży ze wszystkich wyższych uczelni Polski złożą swe ślubowanie u stóp Jasnogórskiej Królowej! Między tymi dwoma wydarzeniami snuje się nić łączności. Przychodzi na myśl maleńki strumyczek, co, zasilany wciąż nowymi wodami, rozrasta się w potężną rzekę łamiącą wszelkie zapory... Matka Urszula patrzy daleko w przyszłość. Przewiduje, że niejedna z uczennic krakowskich, dziś może bardzo zamożnych, będzie musiała samodzielnie pracować na utrzymanie. Trapi ją fakt, że naukowy dyplom austriacki nie daje w Rosji żadnych praw nauczania - a przecież zakład kształci wiele uczennic spod tego zaboru. Jak temu zaradzić? Jedyne rozwiązanie - to otwarcie w Rosji szkoły z prawami państwowymi. W roku 1907 na prywatnej audiencji u Ojca Św. Piusa X wspomniała Matka o doniosłości pracy nad młodzieżą polską w Rosji. Papież odniósł się jak najprzychylniej do tych zamierzeń. Snując takie projekty, nie miała Matka Urszula żadnych bliżej określonych planów. Opatrzność sama udzieliła odpowiedzi. W marcu 1907 roku nadszedł list od Ks. Prałata Konstantego Budkiewicza z propozycją, aby SS. Urszulanki wzięły pod swą opiekę internat dla dziewcząt przy gimnazjum Św. Katarzyny w Petersburgu. Należy wyjaśnić, że wskutek wadliwego prowadzenia groziła internatowi likwidacja, co pociągało za sobą uniemożliwienie zastępom polskich dziewcząt kształcenia się w duchu katolickim i narodowym. Ubolewała nad tym szczególnie p. Zoe Rodziewicz, nauczycielka pensji Św. Katarzyny, dawna uczennica SS. Urszulanek w Krakowie. Dzięki jej interwencji Ks. Prałat Budkiewicz skierował swą prośbę do krakowskiego klasztoru. Przed daniem decydującej odpowiedzi zbadała Matka Urszula osobiście warunki pracy w Petersburgu. Nie przedstawiała się ona bynajmniej ponętnie. Wzgląd jednak na dobro młodzieży polskiej w Rosji skłonił Matkę do zawarcia kontraktu na rok próby. W lipcu tegoż roku upłynęła kadencja Matki Urszuli na urzędzie przełożonej. Z nadprzyrodzoną radością wyraziła gotowość objęcia tej pierwszej placówki misyjnej. Za zgodą Ks. Kardynała Puzyny i Kapituły zakonnej wyruszyła dnia 31 lipca 1907 roku na północ, do stolicy carów. Szła w nieznane, wiedziona jedynie zapałem apostolskim i miłością dusz. Musiała zmienić habit na świecką suknię, gdyż udawała się do kraju, który wrogo odnosił się do Kościoła i skasował zakony. Będzie odtąd występowała wobec świata jako hr. Ledóchowska. Ciężko, ale dla Ukrzyżowanego nigdy dosyć ofiar. Idzie odważnie, bez łez, ufna w pomoc nieba. Żegna się ze staruszką matką, która, pogodzona już całkowicie z tym, że starsza trójka dzieci oddała się Bogu na służbę, cieszyła się przez szereg lat możnością częstego odwiedzania swych "zakonnych - jak mawiała - dzieci, co nie płaczą, nie narzekają, są zawsze zadowolone i wesołe". Żegna się z ukochanymi Siostrami, z klasztorem, któremu oddała swe młodzieńcze siły i gdzie spodziewała się dokonać życia. Po błogosławieństwie, udzielonym na nową pracę, zamknęła się za Matką Urszulą furta krakowskiego klasztoru. W chórze słychać było długo łkanie i cichy, tłumiony płacz. Wielki ból rozstania łagodził drżący ze wzruszenia głos Przełożonej, Matki Stanisławy Sułkowskiej: "Teraz zmówimy Magnificat, by podziękować Bogu za to, że mogłyśmy Mu ofiarować to, co miałyśmy najlepszego". S. Magdalena Kujawska. MATKA URSZULA LEDÓCHOWSKA Założycielka Kongregacji SS. Urszulanek Najświętszego Serca Jezusa Konającego 1865-1939. Szkic życia i działalności. Nakładem SS. Urszulanek - Kielce 1947. Fragment pochodzi z rozdziału "Oto idę, Panie". |
Koszalin 2007 | www.urszula.ovh.org | Emilia Rogowska | Webmaster: Przemek |