Strona główna
  Życie

  Kanonizacja
  Pisma
  Relacje
  Artykuły
  Książki
  Strony WWW
  O nas
  Kontakt
     

  

S. Józefa Ledóchowska

ŻYCIE I DZIAŁALNOŚĆ JULII URSZULI LEDÓCHOWSKIEJ

Choć dla matki Ledóchowskiej zgadzanie się z wolą Bożą nie oznaczało nigdy bierności w poddawaniu się losowi, przeciwnie, przeszkody zdawały się istnieć po to, by je przezwyciężać, a okazje do czynienia dobra - by je wyzyskać, to jednak nie ona zaplanowała dla siebie rolę, jaką miała odegrać w kraju swojego wygnania. Wróćmy zatem raz jeszcze do początków jej w nim pobytu.

Od przeszło pół roku była już w Sztokholmie, zdążyła rozejrzeć się w nowej sytuacji i warunkach, przezwyciężyła już kompleks osamotnienia i nawet w tak nie sprzyjających okolicznościach odnalazła znów drogę swego powołania. Ale tego, co jeszcze miało w jej życiu nastąpić, w żadnym razie nie mogła przewidzieć.

Wszystko się stało dość niespodziewanie i z początku wydawało się sprawą o dość wąskim zakresie i małych możliwościach. Oto w marcu 1915 r. do małego mieszkania Matki na Döbelnsgatan zapukał Michał Łempicki, którego Matka niedawno poznała w Sztokholmie. Łempicki orientował się dobrze w możliwościach Matki, słyszał o jej działalności w Petersburgu i dlatego do niej się zwrócił w sprawie ważnej, a zarazem dla niego dość kłopotliwej. Chodziło o to, że właśnie otrzymał list od Henryka Sienkiewicza z Szwajcarii z propozycją zainicjowania w krajach skandynawskich tej akcji, jaką Sienkiewicz już prowadzi w krajach zachodu. Łempicki dobrze rozumiał wagę sprawy, uważał za swój obowiązek odpowiedzieć czynnie na ten apel, ale nie wiedział, jak się do tego zabrać.

Sienkiewicz od początku wojny przebywał w Szwajcarii i osiadł w mieście Vevey. Stamtąd śledził z niepokojem losy narodu polskiego, tragedię ludności w Małopolsce i Królestwie, wyniszczanej stopniowo nędzą i głodem na skutek zaciętych walk toczących się ustawicznie na tamtych terenach. Należało jak najprędzej pospieszyć na ratunek. Tylko zorganizowana akcja mogła tu być skuteczna. Toteż w styczniu 1915 r. z inicjatywy Sienkiewicza i Paderewskiego powstaje w Vevey Szwajcarski Komitet Generalny Pomocy Ofiarom Wojny w Polsce, którego prezesem został Sienkiewicz, a przewodniczącym komisji rewizyjnej - Antoni Osuchowski. W skład Komitetu weszli przedstawiciele różnych ugrupowań, bez względu na narodowość czy wyznanie, co podkreślało jego charakter apolityczny, wyłącznie charytatywny. Równocześnie sens Komitetu sięgał głębiej jeszcze: chodziło o to, by "mówić całemu światu o Polsce, o jej tragedii dawnej i dzisiejszej i tym samym zwracać na nią uwagę powszechną, budzić zainteresowanie, współczucie i sumienie polityczne Europy".

Teraz Sienkiewicz zabiegał o to, by za pośrednictwem Łempickiego w bogatych, a nie objętych wojną krajach Skandynawii zainicjować akcję zbierania datków na cele, jakie sobie zakreślił główny Komitet w Vevey. Łempicki wiedział, że do podjęcia tego zadania potrzebna jest pomoc osób rzutkich, energicznych, mających zdolności organizacyjne, a zarazem gotowych do poświęcenia swego czasu i sił dla sprawy narodowej. Ale wśród kolonii polskiej w Sztokholmie nie widział nikogo odpowiedniego. Toteż po przedstawieniu swych trudności matce Urszuli czekał z niepokojem na jej reakcję.

Nie wydawała się zaskoczona jego wizytą ani zdziwiona tym, że do niej właśnie o pomoc się zwrócił. Sama już od dłuższego czasu myślała z niepokojem o losie nieszczęśliwych ofiar wojny i wewnętrznie była przygotowana na akcję pomocy, choć w warunkach, w jakich się znalazła, nie zdołała jeszcze niczego zaplanować. W listach do sióstr nieraz dawała wyraz swemu współczuciu z cierpiącymi:

"Dziś tyle smutku na ziemi i gorszego od naszego, że trzeba włączyć ten smutek w ogólny jęk bólu i ofiarować to wszystko na uproszenie pokoju biednym ludziom na ziemi! Wyżej serca, wyjść z własnego ja, ogarnąć modlitwą i miłością te miliony cierpiących i smutnych."

"Wtedy dopiero możemy sobie powiedzieć, że naprawdę kochamy bliźniego, gdy na swojej skórze odczuwamy tę miłość, to jest, gdy poświęcamy swoją wygodę, swój wolny czas, swój spokój, swoją przyjemność dla bliźniego, gdy go kochamy ofiarą. Póki nie kochamy ofiarą, miłość nasza stoi na bardzo niepewnych nogach."

Teraz przyszedł dla niej moment, kiedy znowu będzie miała okazję czynem przypieczętować to, czego nauczała swoje siostry.

Błyskawicznie zrodził się plan: pisanie artykułów i odezw niewiele pomoże, najlepiej byłoby do tych ludzi, którym tak dobrze się powodzi, którzy nie zaznali skutków wojny, przemówić językiem serca, zaapelować do ich szlachetnych uczuć, wykrzesać z nich wolę ofiarnej pomocy. Zaproponowała: - Może ja bym parę słów powiedziała...

Zdawała sobie sprawę, że jej projekt jest całkiem realny. Władała płynnie trzema językami obcymi: francuskim, niemieckim i angielskim, dobrze znanymi osobom "wielkiego świata", do których przede wszystkim trzeba będzie się zwrócić. Poczyniła już duże postępy w nauce języka szwedzkiego, który jej otworzy drogę do szerszych kół społeczeństwa. Mówić umiała i świadoma była wpływu, jaki wywierała na swoich słuchaczy.

Teraz Łempicki doznał olśnienia: - Ależ świetnie! Od tego zaczniemy.

Uchwycił się tego projektu z niekłamaną radością: język francuski, polska hrabina, to przyciągnie, to ma szansę powodzenia. Matka Ledóchowska miała rzeczywiście szczególne dane na to, by zostać w przyszłości przedstawicielką Komitetu w Vevey. Oprócz walorów osobistych dużym atutem dla pozyskania sobie publiczności było jej nazwisko i przynależność do uprzywilejowanej wówczas warstwy międzynarodowej arystokracji. Co tu ukrywać, tytuł, nawet w tak demokratycznych krajach jak skandynawskie, otwierał jej drogę do elitarnych środowisk. Wiedziała o tym i będzie się umiała nim posłużyć w razie potrzeby.

Teraz właśnie przyszła pora, by spożytkować wszystkie te dane dla sprawy o pierwszorzędnym znaczeniu.

Matka Urszula i Michał Łempicki rozstali się w najlepszym nastroju, pełni otuchy i nadziei. Ale gdy Matka pozostała sama, rzecz się zaczęła w jej umyśle komplikować. To co w pierwszym porywie serca wydawało się zupełnie naturalne i proste, teraz zaczęło ją niepokoić. Czy wolno jej, jako zakonnicy, angażować się w tego rodzaju akcję? Występować publicznie?

Te skrupuły rozwiał jej spowiednik, o. Benelius:

- Ojciec święty życzy sobie, aby każdy, kto tylko może i jak może, pomagał i ratował ludność w Polsce, dotkniętą straszliwą wojną. Niech Matka nie wycofuje swego udziału w tak pożytecznej sprawie.

Wobec tego z całym spokojem zabrała się do przygotowania odczytu, a wraz z Łempickim do zorganizowania odpowiedniej reklamy. Trzeba było rozesłać zaproszenia do wszystkich osobistości na wysokich stanowiskach, zwłaszcza z kół dyplomacji, umieścić zawiadomienia w prasie. Dopomogły Matce przyjaciółki: Izabela Howard i pani Tomasini, żona posła włoskiego, a także inne panie z Sodalicji. Zaproszenia otrzymała rodzina królewska, wszystkie ministerstwa i poselstwa zagraniczne, cała urzędowa "śmietanka" Sztokholmu.

Matka miała wygłosić ten sam odczyt dwukrotnie: 12 kwietnia w języku francuskim dla przedstawicieli Ententy i 14 kwietnia w języku niemieckim dla przedstawicieli państw centralnych.

"Bilety bezpłatne rozbierano masami" - pisze matka Urszula. Na wszelką akcję prowadzoną na rzecz Komitetu w Vevey otrzymała Matka oficjalne upoważnienie, podpisane przez Henryka Sienkiewicza i Antoniego Osuchowskiego.

Relacji o dwóch pierwszych odczytach mamy kilka. Ale najpierw oddajemy głos samej Matce:

"Im bliżej 12, tym większy strach mnie ogarniał. Nie myślałam, że to nabierze takiego rozgłosu, że tyle będzie ludzi... Sala pełna, Selma Lagerlöf, największa szwedzka pisarka. Ja czekam i serce bije strasznie. Na dany znak wchodzę na salę - parę słów podziękowania za przybycie na konferencję - parę słów wstępu - potem przeczytanie listu Sienkiewicza - potem rzut oka na działalność Polski w stosunku do Europy, przedmurze chrześcijaństwa, teraźniejsze spustoszenie, walka bratobójcza - nadzieja lepszej przyszłości, i zakończenie tą strofą z Boże, coś Polskę po francusku:

Jedno Twe słowo, wielki niebios Panie, z prochów nas podnieść znowu będzie zdolne, a gdy zasłużym na Twe ukaranie, obróć nas w prochy, ale w prochy wolne.

Im dalej mówiłam, tym bardziej uciekał strach, widziałam, że słuchają uważnie, nawet ze wzruszeniem. Po skończonej konferencji bili brawo i dawali pieniądze panienkom stojącym przy drzwiach z tacami. Poszłam do salonu, bo byłam bardzo zmęczona. Przyszedł wtedy do mnie rosyjski minister, przyniósł 100 rubli i ze łzami w oczach powiedział: Madame, nie wszyscy jesteśmy tacy. Nazajutrz we wszystkich gazetach artykuły o naszej konferencji, jeden serdeczniejszy od drugiego...

Konferencja we czwartek po niemiecku - również pełna sala - ale już bez strachu - czułam, że potrafię opanować publiczność. Odtąd moje konferencje nie odbierały mi snu ani spokoju - owszem, chętnie mówiłam, bo czułam, że widocznie Bóg mi dał dar słowa. Obie konferencje przyniosły przeszło 1150 koron.

[...]

Istotnie, zaczął się dla Matki okres intensywnej pracy, którą uważała za swój święty obowiązek, zwłaszcza że wówczas w inny sposób przysłużyć się ojczyźnie nie mogła. Kto tylko mógł, wciągał się w tych czasach w służbę społeczną, jakże więc ona miałaby się od niej uchylać, skoro sama jej weszła w ręce. A skoro zgłosiła swój akces, musi być teraz konsekwentna i uczynić wszystko, na co ją będzie stać... Nie ma zasobów własnych: majątku czy dochodów, które by mogły wesprzeć akcję charytatywną na rzecz polskiej nędzy, ale otwierają się przed nią coraz to nowe-możliwości, które pragnie i potrafi odpowiednio wyzyskać.

Praca z miesiąca na miesiąc nabiera rozpędu, poszerza swój teren i zakres, jedno ogniwo pociąga za sobą drugie i rzeczywiście od kwietnia 1915 widzimy Matkę w pełni aktywności. W późniejszych odczytach kilkakrotnie powróci ona do powodów, jakie ją skłoniły do podjęcia tego rodzaju akcji:

"Przez miłość ojczyzny przyjęłam na siebie obowiązek budzenia w waszych sercach współczucia dla nieszczęśliwych synów Polski, to jest jedyny cel moich odczytów. Przez tę miłość usiłowałam pokonać trudności waszego języka i ta miłość ośmiela mnie do mówienia teraz do was po szwedzku, bo wierzę, że wasza mowa macierzysta łatwiej otworzy mi drogę do waszych serc."

"Powołaniem kobiety jest spieszyć tam, gdzie płyną łzy, gdzie serca pękają ze smutku i boleści, gdzie panuje głód i nędza, aby cierpieć z tymi, co cierpią, aby płakać z tymi, co płaczą. Jest to szczególnym powołaniem kobiety polskiej... i dlatego szczególnie gorzko cierpi ta polska kobieta, którą żelazna ręka wygnania przykuwa do obcej ziemi, bo nie może cierpieć, nie może głodować, nie może marznąć, nie może umierać ze swymi cierpiącymi, głodującymi, marznącymi, umierającymi rodakami... Ale na nic się zda tęsknota - tu potrzeba czynów, i dlatego próbuję z dala od świętej polskiej ziemi pomóc w miarę możności memu krajowi."

Nie sposób już dzisiaj podać dokładnie liczby odczytów i konferencji, jakie wygłosiła matka Ledóchowska w krajach skandynawskich podczas pierwszej wojny światowej. Według jej relacji było ich około 80, w sześciu językach: francuskim, niemieckim, angielskim, szwedzkim, duńskim i norweskim. Największa liczba odczytów przypada na lata 1915 i 1916.

Przegląd akcji odczytowej matki Ledóchowskiej i bliższe się z nią zapoznanie każe nam powrócić do wiosny 1915 w Sztokholmie, gdzie pierwszymi swymi występami Matka poruszyła opinię publiczną i zdobyła rozgłos ułatwiający jej dalszą działalność.

Nadchodzą propozycje ze strony angielskiego poselstwa o wygłoszenie prelekcji o Polsce w sali Grand Hotelu, potem - od protestanckiego arcybiskupa Söderbloma, by Matka przyjechała z odczytem do Uppsali. Matka zaproszenia przyjmuje, a na temat odczytu wygłoszonego w pałacu arcybiskupim w Uppsali pisze:

"W wielkiej sali konferencyjnej zebrało się około 150 osób, pełniusieńko. Wszyscy słuchali z wielkim zainteresowaniem, widocznie i tu trafiłam do serca. Po odczycie zaprosił mnie arcybiskup na kolację."

W swych kontaktach z Nathanem Söderblomem matka Urszula dobrze się orientowała, z kim ma do czynienia. Arcybiskup był postacią wybitną, odgrywał przodującą rolę nie tylko w świecie protestanckim, lecz także wśród innych wyznań, ze względu na głoszone przez siebie idee zjednoczenia chrześcijan. Zasłynął apelem, jaki w roku 1914, po wybuchu wojny, skierował do narodów chrześcijańskich nie związanych z Rzymem. Ten apel "o pokój i wspólnotę chrześcijańską" podpisali przedstawiciele kościołów w Stanach Zjednoczonych i reprezentanci neutralnych krajów Europy. Nathan Söderblom był jednym z prekursorów ekumenizmu.

Zaproszenie matki Ledóchowskiej, katolickiej zakonnicy, na wygłoszenie odczytu o Polsce, dużo mówi o jego postawie. Musiał też cenić Matkę i orientować się w jej poglądach, skoro nawiązał z nią kontakt. Kto wie, czy działalność matki Urszuli w krajach skandynawskich nie wpłynęła na jego stosunek do Polski. Znane jest jego powiedzenie:

"Byłem jednym z tych, co w czasie spustoszeń wojny światowej chciwie szukali tych niewielu jasnych punktów, i znalazłem jeden taki: w zmartwychwstaniu Polski. Jest on odpowiedzią na to, czemu wielcy poeci polscy dali wyraz, stosując słowa proroków o pokutnym cierpieniu Sługi Pańskiego."

Nie opisała Matka swych wrażeń z tej pierwszej po ziemi szwedzkiej podróży do Uppsali, a przecież musiało ich być wiele, gdy przejeżdżała przez lasy i pola piaszczystej równicy, a potem gdy z okien wagonu dostrzegła rysujące się ponad wodami jeziora wieżyce gotyckiej katedry i baszty potężnego zamku Wazów. Nie miała czasu na zwiedzanie zabytków tego historycznego miasta z jego słynnym uniwersytetem. Spieszyła z powrotem do Sztokholmu, gdzie oprócz pracy społecznej czekały ją obowiązki przełożonej zakonu, bardzo odpowiedzialne w tych niepewnych czasach. Z dniem każdym narastała troska o zapewnienie bytu siostrom, sprowadzanym stopniowo z Petersburga, a w związku z tym, na pierwszy plan wysuwały się starania o urzeczywistnienie projektu Instytutu Języków dla dziewcząt skandynawskich.

W Sztokholmie - jeszcze jeden odczyt w Grand Hotelu: o Zygmuncie Krasińskim, po czym Matka zabiera się energicznie do organizowania letniska w pobliskim Södertälje. Pragnie tam umieścić coraz liczniejsze grono sióstr i otworzyć dochodowy pensjonat, który by zapewnił wspólnocie zakonnej utrzymanie w czasie wakacji, zanim rozpocznie się praca w szkole.

Te absorbujące zajęcia nie wpłynęły jednak na zwolnienie tempa pracy na rzecz Komitetu. Już 12 lipca, zaledwie piękna willa nad fiordem została urządzona, wygłasza Matka wobec licznie przybyłych letników swą pierwszą konferencję w języku szwedzkim. Niełatwe było do niej przygotowanie. Tekst poprawiła Anna Liza, dziennikarka z Aftonbladet, Matka nauczyła się go na pamięć, a gdy się dobrze powiodło, prelegentka nabrała odwagi i zamiast pomyśleć o krótkim bodaj odpoczynku wakacyjnym, zaryzykowała dłuższy wyjazd do miejscowości kuracyjnych i nadmorskich, by tam wygłaszać odczyty w języku szwedzkim. To był krok - jak na owe czasy - bardzo śmiały.


S. Józefa Ledóchowska. ŻYCIE I DZIAŁALNOŚĆ JULII URSZULI LEDÓCHOWSKIEJ. Warszawa 1998. Fragment pochodzi z rozdziału "Przedstawicielka Komitetu z Vevey". Przypisy pominięto.

Koszalin 2007 | www.urszula.ovh.org | Emilia Rogowska | Webmaster: Przemek