Strona główna
  Życie

  Kanonizacja
  Pisma
  Relacje
  Artykuły
  Książki
  Strony WWW
  O nas
  Kontakt
     

  


Kardynał Stanisław Nagy SCI


BUKIET KANONIZACYJNY - MATCE URSZULI LEDÓCHOWSKIEJ

Kardynał Stanisław Nagy
Foto: Wikipedia
Ukochani w Chrystusie Panu. Drogie współsiostry św. Urszuli Ledóchowskiej - i te pniewskie, i te krakowskie. Bo św. Urszula Ledóchowska to jest też krakowska święta i trzeba, żeby Kraków o tym wiedział, był tego świadom. Kawał jej życia, a co najważniejsze, może świętego działania, dokonany był tu, w wiadomym klasztorze i na wiadomej ulicy, a że potem losy potoczyły się inaczej, to już jej i dobrego Boga, i Jego Opatrzności sprawa.

Wybaczcie, że w tym dniu 140. rocznicy urodzin św. Urszuli Ledóchowskiej rozpocznę od osobistych wspomnień. W roku jej beatyfikacji, 1983, kilka dni po tej beatyfikacji, dane mi było być z Janem Pawłem II w Dolinie Chochołowskiej. Przedtem przełożona generalna sióstr urszulanek przyszła do mnie i prosiła, ponieważ nie miała okazji podziękować Ojcu Świętemu za beatyfikację, żebym ja tego w jej imieniu dokonał. Pierwsze słowa w Dolinie Chochołowskiej zostały poświęcone m. Urszuli: Ojcze Święty, siostry urszulanki z całego serca dziękują za beatyfikację. Jego odpowiedź: To jest święta spryciarka, ona już ma cud, ona będzie świętą. Do dziś to pamiętam, do dziś brzmi to w moich uszach. Przepowiedział, dobrze przepowiedział, On umiał przepowiadać dobrze.

Potem było moje drugie spotkanie z błogosławioną Urszulą Ledóchowską. Jakżeż równie hieratyczne. Jakżeż równie głęboko wpisujące się w pamięć. Jej trumna spoczywała na ołtarzu Wita Stwosza w kościele Mariackim, kiedy wędrowała z dalekiego Rzymu do dalekich Pniew. Głębokie to było przeżycie, że ta, która odeszła z doczesności, wróciła w doczesność w wielkim blasku, w wyjątkowym kontekście. Tak to jest z tą świętością, także i w wymiarze doczesnym.

A potem było spotkanie w Pniewach, już przy grobie, w tym czcigodnym miejscu, w którym ostatecznie osiadła i do dzisiaj króluje jako Założycielka Sióstr Urszulanek od Serca Pana Jezusa Konającego.

Dziś spotykam się z nią po raz kolejny, aby - jak my wszyscy, a zwłaszcza jej córki duchowe i współsiostry zakonne - dziękować Bogu za łaskę jej spełnionego życia w postaci znalezienia się na ołtarzach wyrokiem nieomylnego Kościoła. Jest za co dziękować. Udane w pełni życie - z pieczęcią Kościoła. Życie kogoś, kto na swój sposób jest nam bliski i drogi. Ale nie tylko dziękować. Jest to tytuł także do głębokiej radości. Przede wszystkim waszej radości, szare urszulanki, bo przecież jest to także pieczęć na filozofii waszego życia. Wyście oddały wasze życie młode, pełne ofiary i ofiarności. Dzisiaj św. Urszula potwierdza swoim wyniesieniem na ołtarze trafność waszego wyboru, stąd macie tytuł do świętej dumy, żeście dobrze postawiły - czego ona jest przykładem i potwierdzeniem.

Nie będę rozwodził się nad szczegółami biograficznymi, pozostawiam to tym, których interesuje wielkie i bohaterskie życie, bo takie było życie św. Urszuli. Razem z jej przepiękną rodziną, od ojca, a zwłaszcza matki poczynając, poprzez starszą siostrę Marię Teresę, błogosławioną, poprzez Włodzimierza, generała jezuitów, poprzez tę Julię, takie bardzo ukochane dziecko, urokliwe, które ujmowało wszystkich, dając dowód, że od samego początku była już istotą wyjątkową. Polecam życiorysy, polecam opracowania. A ja skupię się tylko na kluczowych elementach tej filozofii, która zawiera się w fakcie wyniesienia na ołtarze św. Urszuli Ledóchowskiej.

Pierwszym z tych elementów, i decydującym, było to, co napisała do swojego ukochanego brata Włodzimierza, który był powiernikiem jej duszy, a co powtórzyła jedna z autorek życiorysu świętej: Miłość, miłość do ostateczności. Już jako dziecko taką miała filozofię. Bóg był przedmiotem jej życiowej przygody od początku. I z tym hasłem: miłość nade wszystko i miłość za wszelką cenę, szła przez swoje bogate życie. Jakżeż głośno trzeba o tym mówić dzisiejszemu człowiekowi, że liczy się rzeczywiście jedno, jedno tylko da owoc: miłość do Boga. I tylko w oparciu o ten program człowiek się spełni. Tamto życie też się spełniło. Była to miłość szczególna. Miłość, która zawierała elementy mistycznej zadumy, ale równocześnie miłość, która inspirowała do działania, do tego, żeby zamieniać i przekładać życie na miłość albo miłość na konkret każdego szczegółu życiowego. I to był jej rys charakterystyczny. Nie była tylko teoretyczką miłości, była wielkim praktykiem miłości. Głównym przedmiotem tej praktyki miłości byli ci - i te - których tu widzę wyjątkowo dużo: młodzież. Prowadzić młodzież do tego, ażeby miłowała Boga - to była jej dewiza pedagogiczna. I z tym szła, o to walczyła, za to płaciła wysoką cenę. Przecież, zwłaszcza na obczyźnie, nie było jej z tym łatwo. Ta obczyzna tak często zmieniała swoje oblicze. Raz była to Rosja, kiedy indziej Finlandia, kiedy indziej jeszcze Szwecja, a potem Dania. Walczyła o tę swoją gromadkę, ażeby doprowadzić ją do Boga. W ten sposób przetwarzała swoją wielką miłość na miłość do potrzebującego, jakim jest młode pokolenie.

Matka Urszula, wierna filozofii miłości, miała także swoje "stymulatory" tej miłości. Było ich co najmniej dwa. Pierwszym był Chrystus z umęczoną twarzą, nazwany Chrystusem konającym na krzyżu i w Ogrójcu. To On świadczył o miłości, ale równocześnie żądał miłości. Nie można było konsekwentnie patrzeć na tę miłość, nie myśląc o tym, że trzeba za tę miłość płacić. To była Matka Urszula Ledóchowska od Pana Jezusa Konającego. To był jeden z motorów, który ją pchał ku tej wielkiej przygodzie realizowania miłości za wszelką cenę. Motor drugi to Najświętszy Sakrament. To była druga postać Boga miłującego na co dzień, na każdą chwilę, na wszystkie czasy. Ona Go odgadywała i odczytywała, a On dawał jej siły do tego, żeby była tą wielką filozofką miłości.

Te dwa motory - razem z jej osobowością otwartą, pogodną, radosną, uśmiechającą się - popychały ją w kierunku tego zaangażowania: troski o młodzież. Często ze wzruszeniem czytam oficjum o św. Urszuli: jej wykład o uśmiechu, który jest twórczy, który prowadzi do Boga. Ona to umiała, ona to robiła; ona to umiała, oczywiście, odpowiednio wykorzystać.

A równocześnie w tym wielkim zaangażowaniu dla młodzieży potrzebującej miała jasną świadomość, że młodzież jest bardzo różna. Nie tylko katolicy, także ci, którzy wierzyli inaczej. Tych też trzeba było objąć wielką troską. I tu była kolejną nowatorką, kolejnym wynalazcą nowych metod pedagogicznych. Nie liczyło się, jakiego ktoś był wyznania. Ona była żarliwą katoliczką, ale równocześnie poszła do każdego, kto potrzebował. Potrzeba była dla niej legitymacją i głównym sprawdzianem, który kierował jej zaangażowaniem.

Ten stan rzeczy spowodował, że miała szerokie kontakty nie tylko z katolikami, ale także z ludźmi innego wyznania, i to ludźmi o wyjątkowym wymiarze. W Szwecji nawiązała żywy kontakt z jednym z najwybitniejszych ekumenistów europejskich, nawet światowych, tamtego czasu Nathanem Söderblomem, arcybiskupem Uppsali. Szła wszędzie, gdzie można i trzeba było nieść pomoc, między innymi ofiarom wojny światowej. Należała do Komitetu Pomocy Ofiarom Wojny w Polsce, założonego przez Sienkiewicza. To ona wzięła na swoje barki sposoby zdobycia środków na to, ażeby ten komitet funkcjonował należycie. Jej życie było jedną wielką włóczęgą, ażeby pomóc ludziom, żeby ratować dzieci, które wzięła pod swoje skrzydła. Ta jej włóczęga dobiegła końca w Rzymie, tam miała swój finał. Miała i ma finał w dalekich Pniewach - dziś: sanktuarium świętej bohaterki, jaką jest św. Urszula Ledóchowska.

Co z tego dla nas wynika? Dla was, dla których jest Matką Założycielką, wynika jedno: nie macie wyjścia, musicie iść krok w krok za tym udanym życiem, bez zbaczania! Niech kosztuje, co chce! To było życie udane. Jeżeli nasze życie będzie wzorowane na jej życiu, też będzie udane.

Dla nas, którzy jesteśmy świadkami tej świętej radości, święta Urszula Ledóchowska jest przykładem tego, ażeby nasza miłość do Boga - jeżeli jest taka, jaka być powinna - przekładała się jak najszerzej na konkret naszego życia, codziennego życia. Wtedy i w tym konkrecie tak jak jej życie było udane, tak i nasze będzie udane. Co daj, Boże. Amen.


Homilia wygłoszona podczas Mszy św. odprawionej w kościele Karmelitów na Piasku w Krakowie, 17 kwietnia 2005, z okazji 140. rocznicy urodzin św. Urszuli Ledóchowskiej. Tytuł pochodzi od redakcji.
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ

POWRÓT DO STRONY - KANONIZACJA
Koszalin 2007 | www.urszula.ovh.org | Emilia Rogowska | Webmaster: Przemek