Strona główna
  Życie

  Kanonizacja
  Pisma
  Relacje
  Artykuły
  Książki
  Strony WWW
  O nas
  Kontakt
     

  

Z s. Alojzą Czyż rozmawia Bogdan Nowak

DOBROĆ TO NIEUSTANNA MIŁOŚĆ DLA DRUGIEGO

Ojciec Święty Jan Paweł II 18 maja br. dokonał kanonizacji matki Urszuli Ledóchowskiej - założycielki Zgromadzenia Urszulanek Jezusa Konającego.

Matka Urszula Ledóchowska z chłopcami z Domu Dziecka w Pniewach
W domu macierzystym Zgromadzenia Sióstr Urszulanek Serca Jezusa Konającego w Pniewach k. Poznania mieszka s. Alojza Czyż, która urszulanką jest już 69 lat. Do tego zgromadzenia przyjmowała ją sama założycielka - matka Urszula Ledóchowska.

Bogdan Nowak: Jaka była św. Matka Urszula?

S. Alojza Czyż: Zachwycił mnie wdzięk duchowy Matki Urszuli, który spowodował, że z taką radością wstąpiłam w czerwcu 1934 r. do Urszulanek Szarych. Zwracaliśmy się do niej matuchno, bo tak ją tytułowały urszulanki w czasie 21-letniego pobytu w Krakowie. Jest to wyraz najwyższego szacunku zakonnic do swej przełożonej. Ona nigdy nie izolowała się od swoich ukochanych sióstr, choćby była bardzo zmęczona, po uciążliwych zagranicznych i krajowych podróżach. Te spotkania w internacie z dziewczętami lub na rekreacji z siostrami dawały nam szczęście słuchania i obcowania z niezwykłą postacią. Pamiętam, jak siadałyśmy na wyfroterowanej podłodze internatu. Matka cierpliwie siedziała na wyplatanym foteliku, aż wszystkie zejdą się i wtedy zaczynała interesująco opowiadać o tym, co się dzieje na Polesiu, w Rzymie czy w krajach skandynawskich... Z każdą z nas witała się i żegnała, przytulając do swego życzliwego serca. Św. m. Ledóchowska nigdy się nie oszczędzała.

Kto wpłynął na takie ukształtowanie osobowości Waszej Założycielki?

Niewątpliwie zasadniczy wpływ na przyszłe życie i działalność matki Urszuli miała jej Matka, którą określa się Matką Świętych - jak to znakomicie ujęła Maria Marzani w swojej książce pod tym samym tytułem. Od swej Matki, jako jedno z dziewięciorga dzieci, przejęła najwięcej cnót. Zawsze promienna, chętnie wszystkim pomagająca, spalała się w twórczej miłości do innych. Właśnie dlatego nazywali ją "Promykiem słonecznym".

Jaka była Święta w codziennym życiu?

Matka Urszula spełniała się przede wszystkim w miłości bliźniego. Jej charakterystyczny rys to pogoda ducha i uśmiech. Była zatem zawsze radosna i uśmiechnięta. Miała delikatny uśmiech dla każdego, nawet gdy bardzo cierpiała. Kiedyś do swego rodzonego brata - generała Zakonu Jezuitów Włodzimierza, który był jej kierownikiem duchowym, napisała: "Braciszku, ty nie wiesz, jak cierpię. Zdaje mi się, że serce mi wysiądzie i nie przeżyję. Tak bardzo cierpię, ale powiem ci, że dla moich sióstr mam zawsze pogodne oblicze". Znaczyło to, że ten uśmiech i jej pogodna twarz była darem dla drugich. Nigdy nie widziałam, by Matka Urszula była strapiona, żeby na coś się skarżyła, czy to na bóle czy na jakieś niepowodzenia. Siłę do takiej świętej postawy czerpała z modlitwy i Eucharystii. Miała przede wszystkim wielką miłość do Chrystusa. Tę niezwykłą pobożność widziałam w kaplicy w Pniewach. Zawsze zasiadała w pierwszej ławce i nawet nie drgnęła, wpatrując się w Najświętszy Sakrament na ołtarzu. Dziś w tym miejscu w sarkofagu są umieszczone jej relikwie, w trumnie ozdobionej sceną Ostatniej Wieczerzy. Była głęboko rozmodlona i skupiona. Wyczuwam, że żyła obecnością Boga we własnym sercu. Jej zadaniem było dawać siebie drugim tak, jak dawał siebie Pan Jezus.

Czytając książkę "Miłość krzyża się nie lęka", w której zebrane są listy Świętej i liczne wspomnienia o niej, nietrudno zauważyć, że wszyscy zachwyceni są dobrocią matki Ledóchowskiej, wartością tak dziś pomijaną w człowieku...

"Dobroć to nieustanna miłość dla drugiego" - mówiła Założycielka naszego Zgromadzenia. Ta jej wrodzona cecha sprawiała, że żadna z sióstr nie bała się jej, co wcale nie umniejszało najwyższego moralnego autorytetu Matki Urszuli. Szłyśmy do niej z najróżniejszymi problemami jak do najlepszej matki. Ona zawsze miała dla każdej z nas indywidualne rozwiązanie. Ta autentyczna dobroć ujawniała się w jej życzliwym spojrzeniu. Udzielała się ona również nam, usiłowałyśmy ją w tym naśladować ku pożytkowi swego powołania zakonnego. Matka umiała zawsze wyjść z każdej opresji, właśnie dlatego, że z jej kochającego serca emanowała ciągle dobroć. Przypominam sobie takie zdarzenie, które miało miejsce za życia Błogosławionej na podwórzu Domu Urszulanek w Pniewach. Matka przyjęła do naszego domu upośledzoną umysłowo dziewczynę o imieniu Helenka, która spełniała różne prace pomocnicze, m. in. przynosząc urszulankom posiłki, gdy pracowały na polu przyległym do Domu. Ja - będąc wtedy w nowicjacie - uczyłam Helenkę pisać i czytać. Pewnego dnia Helenka wybiegła naprzeciw Matki Urszuli i głośno wyznała swoje pragnienie, którego Założycielka nie mogła zrealizować: "Helenka też by chciała być siostrą!". Byłyśmy zaskoczone takim publicznym wyznaniem naszej świeckiej wychowanki. Matka Ledóchowska popatrzyła na nią z taką macierzyńską miłością, mówiąc: "Helenko, popatrz tylko, gdybyś była siostrą, to byłabyś jedną z tysiąca sióstr, a tak - jako świecka - jesteś moją wyłączną jedyną Helenką. Drugiej takiej nie ma. Dobrze pomyśl". Dziewczyna zrozumiała sens słów Świętej i z zadowoleniem odparła: "Helenką chcę zostać". Byłam też świadkiem, jak pewnej Żydówce wysypały się na ulicę bułki. Za nią szła Matka Urszula, która szybko podbiegła i pomogła jej je pozbierać. Kochała każdego, bez względu na wyznanie, narodowość, pochodzenie czy majętność. W każdym widziała swego brata. Była autentyczną ekumenistką, zaś w domach naszego Zgromadzenia, zwłaszcza na Polesiu, znajdowali swój kąt, miłość i ochotę do wspólnej modlitwy katolicy, prawosławni i protestanci.

Dewizą św. Urszuli było bowiem wszystko robić dla dobra innych...

Pewnego razu kapłan przyniósł Matce dziecko... w torbie. Matka głośno zastanawiała się: "Co ja zrobię? Ale niech Ksiądz zostawi". W okresie międzywojennym liczba sierot była znaczna. Matka nikomu nie potrafiła odmówić w potrzebie, nigdy nie dbała o siebie, swoje wygody (jeździła koleją ostatnią, czyli czwartą klasą), o zdrowie, bo całym swoim życiem i służbą spalała się w miłości dla innych.

A jaka była Matka w rozmowie?

M. Urszula była niezwykle cierpliwym słuchaczem. Interesant czuł, że go słucha. Całą sobą była zajęta tym człowiekiem, z którym rozmawiała. W rozmowie z Matką najważniejszy był dla niej słuchacz. Nigdy nie lekceważyła nikogo. Cechowało ją również to, że osobiście odpisywała na wszystkie listy. Nie prosiła nikogo o pomoc. Kiedy poznałam Matkę w poznańskim internacie, zaczęłam z nią korespondować, bo jako młoda, impulsywna dziewczyna miałam mnóstwo różnych problemów, z którymi nie mogłam sobie poradzić. Ona miała receptę na wszystkie problemy ludzkie, bo nikt - tak jak ona - nie znał dramatów ludzkich losów. Wszystkie te odręcznie pisane przez nią listy do mnie przekazałam do naszego archiwum urszulańskiego. Nie wynosiła się ponad innymi, zawsze z Chrystusem w sercu szła w tłumie. Warto jeszcze podkreślić jej otwartość na wszystkie troski ludzkie, dlatego tak chętnie garnęli się do niej ludzie. Sprawiała wrażenie osoby nie zajętej sobą. Jest to bardzo ważna cecha w drodze do świętości - zająć się Bogiem i bliźnimi, a nie sobą. Pamiętała też o innej dewizie swego świętobliwego życia zakonnego: "Na ile oderwę się od siebie, na tyle wzrosnę".

Jak przyjęła Siostra wiadomość o śmierci Założycielki Urszulanek Szarych?

W tym czasie przebywałam w Domu Sióstr Urszulanek w Łodzi. Wiedzieliśmy o nieuleczalnej chorobie Matki Urszuli, ale kiedy nadeszła wiadomość o końcu jej ziemskiego apostołowania, ogarnął nas wszystkich wielki płacz i szloch. Pamiętałyśmy też o jej słowach, iż trzeba się zawsze zgadzać z wolą Bożą. Nie mogłyśmy się zatem sprzeciwić woli Bożej i buntować.

Rozmawiamy w roku 2003, tak bardzo szczęśliwym dla Waszego Zgromadzenia, wszak w maju Papież Jan Paweł II uroczyście wpisał Matkę Urszulę w poczet świętych. Jak radziłaby Siostra żyć ludziom współczesnym?

Wpatrując się ciągle w dobrą twarz św. m. Urszuli Ledóchowskiej, mogę tylko powiedzieć, że w życiu, tak ostatnio uprzedmiotowionym, liczy się tylko wzajemna dobroć i braterska współpraca. Bardzo cenną wartością, choć tak trudną do realizacji, jest też pokora. Wszystko inne przemija, wraz z największymi bogactwami materialnymi.


"Dobroć to nieustanna miłość dla drugiego". Z s. Alojzą Czyż rozmawia Bogdan Nowak. "Niedziela", edycja szczecińska 21/2003



Koszalin 2007 | www.urszula.ovh.org | Emilia Rogowska | Webmaster: Przemek